 |
|
kiedy kochasz nawet Twój oddech jest taki obcy, jakby nienależący do Ciebie, a kolejne bicia serca są serią niekontrolowanych uderzeń. wszystko to, czym się dawniej kierowałaś, kim byłaś, co czułaś, każdy z instynktów zanika. ktoś zabiera Ci serce.
|
|
 |
|
któregoś jesiennego południa, między spadającym liśćmi klonu uśmiechnął się do mnie. dłonie, choć szczelnie opatulone rękawiczkami zaczęły marznąć, a równomierny dotąd oddech przyspieszył. przedstawił się lekkim głosem, a moje serce wyrywało się z piersi, jakby chcąc zapytać, czy przyszedł po to, aby się nim zaopiekować.
|
|
 |
|
uwielbiam Jego obecność, niczym dziecko zimę. uwielbiam Jego dotyk, który jest dla mnie jak lodowaty, zimowy puch na przełomie grudnia i stycznia dla tych krasnali w kolorowych kurtkach biegających po podwórku rzucając się śnieżkami. uwielbiam jak Jego oddech owiewa mi twarz, a policzki, niczym od mroźnego powietrza, rumienią się.
|
|
 |
|
bo do nas, drodzy panowie musicie sie pofatygować.
|
|
 |
|
teraz to już nie jestem ja. to są ruiny mnie.
|
|
 |
|
She's the only person who ever loved me, you know?
I think I'll die without her.
|
|
 |
|
Paulie, listen to me ok, because I'm going to say this once and never, ever again. I will never love anyone the way that I love you. Never. You know that, and I know that, and I will die knowing that, ok? But it just can never... it just can never, ever, forever be. Do you understand? It just can never, ever, forever be.
|
|
 |
|
"Liar! Liar, Liar, Liar! You've all got your heads up your assholes because love is. It just is and nothing you can say can make it go away because it is the point of why we are here, it is the highest point and once you are up there, looking down on everyone else, you're there forever. Because if you move, right, you fall. You fall."
|
|
 |
|
Don't ever touch a raptor
|
|
 |
|
Przybądźcie, o wy duchy,
Karmiciele zabójczych myśli,
Z płci mej mię wyzujcie,
I napełnijcie mię od stóp do głowy
Nieubłaganym okrucieństwem!.
Zgęśćcie krew w moich żyłach:
Zatamujcie wszelki w mym łonie
przystęp wyrzutom sumienia,
By żaden poszept natury nie zdołał
Wielkiego mego przedsięwzięcia zachwiać...
Zbliżcie się do mych piersi,
Przeistoczcie w żółć moje mleko,
wy, śmierć niosące potęgi,
Które niewidzialnie krążąc
Na szkodę świata czatujecie!
Spuść się, Ponura nocy,
Oblecz się w najgęstszy dym piekieł,
Aby mój sztylet nie ujrzał,
Rany przez siebie zadanej i Niebo,
Przez nie dość ciemny kir mroku przejrzawszy,
Nie zawołało: "Stój!"!
|
|
|
|