 |
[1] wybuchnął śmiechem, który efektownie przecinał wszerz moje serce. - radzisz sobie. - oznajmił, a Jego nozdrza wciąż drgały od śmiechu. - pieprzyć. - syknęłam pod nosem zbliżając się do Niego. - widzisz to, co mam na twarzy? malowałam się kiedykolwiek?! - pokręcił głową podpierając rękoma boki. - z jakiegoś powodu od kiedy Cię nie ma, robię to. może mam zbyt podpuchnięte od płaczu oczy, może zbyt zaczerwienione policzki, może maskuję worki, które powstały po nieprzespanych nocach? - wybełkotałam na jednym oddechu. podciągnęłam rękaw i podsunęłam Mu swoją rękę przed twarz. - widzisz te blizny? czy kiedy trzymałeś dawniej mnie w ramionach, były? przecinały po całej szerokości moją skórę? może sobie nie radziłam?! może siedząc w kącie łazienki wąchając Twoją bluzę, której zapomniałeś ode mnie zabrać - zwyczajnie szukałam drogi, żeby się uwolnić? uwolnić od Ciebie, od tego, co czuję? - musnął opuszkami moje zabliźnione lekko rany, a uśmiech mimowolnie schodził z Jego twarzy.
|
|
 |
nie widziałam Go od kilku miesięcy. nie mam pojęcia jak się trzyma, i czy ogarnia to wszystko. może z kimś kręci, zakochał się, może rozjebał przyjaźń czy kontakty z rodzicami - niewykluczone. zapewne przyciął włosy, zmienił zapach perfum, bo przecież tak cholernie lubił nowości. pewnie wrócił do palenia, i dziennie zjara kilkanaście fajek, znów podniszczy płuca, a Jego plan rzucania pójdzie w zapomnienie. niekiedy widuję Go na gadu i choć kursor, jakby sam kieruje się w stronę Jego kontaktu - rezygnuję. bo choć mogłabym czasem wyskoczyć z Nim na piwo i rozjebać w parku jakąś huśtawkę, to minęło. właśnie tu zakochanie pieprzy wszystko zatruwając najprostsze relacje.
|
|
 |
szczerze? odnoszę wrażenie, że normalne funkcjonowanie wysuwa mi się spod stóp, że od momentu w którym bez słowa zniknąłeś - wszystko zaczęło się sypać.
|
|
 |
najgorsze jest to, że czekasz. zamiast pójść naprzód, postąpić krok w przyszłość - zatrzymujesz się w miejscu wyczekując Go. każdej nocy zaciskasz w prawej dłoni komórkę z nadzieją, że napisze, właśnie dziś, poprosi o spotkanie, teraz, już, bo to nie może czekać, a kiedy już będziesz na wyciągnięcie Jego ramion - złapie Cię w nie i całując we włosy przywróci normalność Twojemu życiu.
|
|
 |
nie jestem romantyczką. nie oczekuję żadnych kolacji przy świecach czy drogich prezentów - bo czułabym się nie na miejscu. ale dzisiaj, kiedy zaczną spadać z nieba te cholerne gwiazdy napisz krótką wiadomość 'chodź, czekam' i bądź tam, gdzie zwykle, z ciepłym kocem i butelką czerwonego wina. przygarnij mnie do siebie i szepcz w stronię nieba marzenia, o tym, że chciałbyś przedłużyć tą chwilę na wieczność.
|
|
 |
skończ pieprzyć o wcieleniach - o tym, że jesteśmy sobie przeznaczeni i pewnie kiedyś się spotkaliśmy, ileś lat temu, że już w przeszłości się pokochaliśmy, a teraz to tylko przypieczętowanie więzi, uczuć. tracimy czas, a ja nie mam ochoty siedzieć, czekać, aż odrodzimy się ponownie, żeby móc Cię bezkarnie mieć przy sobie.
|
|
 |
nie ma to, jak pisać wypracowania w wakacje.
|
|
 |
rzucałam swoje plany - czy to wyjazd z rodziną, zakupy, ognisko, czy cokolwiek innego. zawsze byłam na Jej zawołanie. wyciągałam ku Niej dłoń, kiedy tylko zaczynała się staczać, gdy tylko coś w Jej życiu się psuło. rozstała się z chłopakiem, zawaliła klasówkę z matmy, pokłóciła się z rodzicami - dzwoniłam i wisiałam na telefonie przez kolejne kilka godzin, lub po prostu biegłam do Niej zarzucając w biegu na ramiona kurtkę, żeby tylko mogła wypłakać się opierając głowę o moje kolana. to boli, bo kiedy ja teraz chwieję się na krawędzi i w chuj nie ogarniam swojego życia - Jej nie ma.
|
|
 |
nie chodziło o powrót, o chodzenie w Jego wielgachnej bluzie, wdychanie do nozdrzy Jego intensywnego zapachu, o czułe pocałunki każdego wieczoru, czy nawet te przesłodzone wiadomości na dobranoc i dzień dobry. zwyczajnie chciałam czasem zamienić z Nim słówko, przekonać się, że sobie radzi i może trochę, troszeczkę, znieczulić tęsknotę, która zatruwała każdą część mojego organizmu.
|
|
 |
chętnie porozmawiałabym z Tobą o tym, co jest między nami, o tej rzekomej miłości, bezwzględnym zaufaniu, szczerości. czemu nie, moglibyśmy wspomnieć również byciu tylko dla siebie, wierności i takich tam. tylko pomyślałeś, jak trudno jest mówić o czymś, co nie istnieje? co jest tylko wytworem wyobraźni podsyconej nadzieją?
|
|
 |
zagryzłam wargę uśmiechając się do Niego niepewnie. - zakochałam się, no. - szmaragdowe tęczówki w które tak nadgorliwie się wpatrywałam zabłysły. - głuptas. jeszcze nie nauczyłaś się, że zakochanie jest złe? - szepnął, po czym upił łyp pepsi z puszki. spuściłam wzrok skubiąc rant szortów, które miałam na sobie. - zakochałam się w Tobie. - pisnęłam szybko błagając w myślach, żeby tylko nie wstał, nie odszedł, nie zniknął. ale On się tylko przysunął, z wolna objął mnie ręką w talii i przyciągając do siebie powiedział tylko jedno. - spróbowałabyś w kimś innym.
|
|
 |
nie rozumiem zupełnie tego, jak niekiedy się zachowujesz - jak bezpośredni potrafisz być jednocześnie raniąc. nienawidzę, kiedy pijesz piwo za piwem, a potem kleisz się do każdej panienki na horyzoncie. nie znoszę, gdy palisz na każdej przerwie między lekcjami. nie pasuje mi tak znaczna część Twojej osoby, a jednak trwam przy Tobie, choć może już dawno powinnam usunąć Cię w kąt swojego życia i odejść. ale jestem, bo ktoś powiedział kiedyś, że miłość to kochanie nie za zalety, lecz za wady.
|
|
|
|