 |
wtuliłam się w jego klatkę piersiową, czułam upajający zapach i bicie najwrażliwszego serca, jakie było dane mi poznać, zasnęłam.
|
|
 |
najgorsze jest to, że kiedy Ty, tak bardzo potrzebujesz jego czułości, on nie ma ochoty na namiętne spojrzenia, czy słodkie pocałunki.
|
|
 |
paliła już piątego papierosa, ignorując przy tym niemiłosierny ból głowy. wczoraj przecholowała z wspomnieniami, a co równa się z tym faktem, wina wypiła także za dużo. stwierdziła, iż musi posprzątać, bowiem od dziecka jest pedentką. zmyła czerwone plamy z podłogi, odkurzyła, wywietrzyła pokój, na nowo pościeliła łóżko. mimo tego, że oczy zamykały jej się same, zmyła rozmazany makijaż, umyła się pośpiesznie. wróciła, walnęła się na łóżko. zasnęła. śnił jej się wiadomy osobnik, płci przeciwnej. już nachylał się nad nią, gdy obudziła się z krzykiem. spojrzała w górę. dostrzegła nad sobą znajomą twarz. myślała, że nadal śni. szczypała swoją delikatną skórę wywołując fioletowe siniaki. dopiero gdy pocałował ją, jak kiedyś uwierzyła. uwierzyła w prorocze sny.
|
|
 |
pamiętam jak dziś, nasze pierwsze rozmowy. matkę patrzącą się na mnie jak na idiotkę, kiedy śmiałam się do ekranu laptopa i krzyczącą bym się ogarnęła, oraz babcię, która stwierdziła, iż skaczę jak motylek, ze szczęścia.
|
|
 |
te oczekiwanie, odliczane godziny, minuty, sekundy do momentu kiedy bez pukania wparujesz do mego pokoju i powiesz - Kochanie wróciłem, a ja uśmiechnę się od ucha do ucha i obdaruję Cię namiętnym pocałunkiem.
|
|
 |
a kiedy umówiliśmy się w pobliskiej cukierni, byłam pewna, że będę się delektować jakimś wyjątkowo rozkosznym ciastkiem. okazało się jednak, że jedynym ciachem w lokalu był on. a tak naprawdę zaprosił mnie na bitą śmietanę. i wcale nie miała się ona znaleźć na porcji zamówionych przeze mnie lodów.
|
|
 |
bólowi trzeba pozwolić się uwolnić. uciec. otworzyć mu na oścież drzwi i kazać wypierdalać. ale nie. wolimy się uśmiechać, imitując radość. zamykamy cierpienie w papierowym pudełku i chowamy na dnie serca. ból rozdziera nas od środka, a my zaciskamy pięści powstrzymując się od przeraźliwego krzyku w ramach sprzeciwu. udajemy szczęśliwych. jesteśmy manipulowani przez plastikowe uczucie, potocznie zwane radością. a ból? wygodnie siedzi w naszym sercu, z dnia na dzień zadając coraz większe cierpienie. każda z łez, gnije na dnie naszego mięśnia pulsującego krew. w końcu nadchodzi kulminacyjny moment, kiedy nie jesteśmy w stanie dłużej udawać. nasze tętno ustaje bo serce sprzeciwia się nadmiarowi toksyn. stajemy na środku ulicy i krzycząc z przerażenia błagamy przejeżdżające samochody o potrącenie w ramach ukrócenia naszego cierpienia.
|
|
 |
uwielbiam się rozłączać w połowie naszej rozmowy. mam wtedy pewność, że zaraz zadzwonisz ponownie, a ja znowu dostanę tych rozkosznych palpitacji serca na widok Twojego numeru telefonu na wyświetlaczu.
|
|
|
|