|
Tęsknie tak cholernie, że chyba zaraz wyjdę z siebie i wsiądę w samolot.
|
|
|
Przez cały dzień jestem przerażona, że już jutro Cię nie zobaczę.
|
|
|
Chcę wrócić, chcę tam wrócić i dzielić z Nimi na czworo ten nasz domek jeszcze jakiś czas, wstawać na kacu, pić kawę i kłócić się kto zmywa, wychodzić do sklepu i wracać z niego z 3 reklamówkami różnych alkoholi; wychodząc pić, śmiać się, że na pewno nikt się nie zorientuje co i gdzie idziemy robić, słuchać jej marudzenia, że wciąż nie przestajemy pić, a potem upić ją jak zwykle i słuchać jej chichotów, wymieszać wszystkie rodzaje alko, wracać łąką i wskakiwać mu na plecy, całować go i trzymać jego rękę, przewracać się i leżeć z nim na trawie bo faza, śmiać się razem z nim jak skończona idiotka z rzeczy, które tylko my rozumiemy, kochać strasznie i być kochaną strasznie, chcę wrócić, być tam z Nimi jeszcze chociaż kilka dni, bo cholera, to najlepsi ludzie jakich znam, jakich kiedykolwiek miałam.
|
|
|
Wciąż się kochamy. Wszystko jest dobrze.
|
|
|
Prawie każdemu z nas powinno się udać, jesteśmy młodzi, wściekli, silni i spragnieni kogoś, układamy sobie przyszłość i chcemy latać do Amsterdamu, jesteśmy z tego dziwnego pokolenia - niesamowicie pyskatego, ale też biorącego wszystko za bardzo do siebie, pożądamy władzy, pieniędzy i popularności, chcemy kochać i niesamowicie potrzebujemy być kochani, jeśli w pogoni za tym wszystkim nie rozpierdolimy świata, to wszystko powinno być dobrze.
|
|
|
I gdy tak patrzę w jego twarz, to wiem, wiem wszystko, wiem, że to On, że to właśnie On i tylko On, że chcę żeby był moim mężczyzną już na zawsze, żeby uprawiał ze mną seks każdego wieczoru i jadł śniadania każdego ranka, chcę dzielić z nim mieszkanie, rachunki i łóżko, chcę żeby powstrzymywał mnie od palenia i żeby był ojcem moich dzieci, choć przecież ja nie znoszę dzieci, chcę go tak strasznie, że to nie do pomyślenia, ale wciąż się nie ruszam, wciąż stoję, patrze w jego oczy i widzę, czuję, że on czuje tak samo i tak stoimy oboje w uścisku, z szaleństwem w oczach i ciszą na ustach, bo przecież jeszcze nie możemy, bo za pół godziny samolot, bo przecież musimy jeszcze wytrzymać.
|
|
|
Wiem kochanie, nie musisz nic mówić, zawsze byliśmy najlepsi przecież. Dobrze kochanie, nie będę palić, bo przecież to tak strasznie śmierdzi i tak, wiem, że trzeba dokupić cytrynówki, ale to później, teraz chodź tu i przypomnij mi kim jestem, przypomnij mi, jak bardzo jestem Twoja.
|
|
|
Wciąż jeszcze trochę trzęsą mi się dłonie, bo choć jego już nie ma, to jego zapach jeszcze buszuje mi w nozdrzach.
|
|
|
tylko on potrafił patrzeć na nią w sposób nieuchwytny, który przeszywał ją na wskroś. był projektantem jej snów i wynalazcą uśmiechu. fanatykiem jej kruchości. a kiedy jego serce przestało bić, własne również była zmuszona zatrzymać. przecież nie mogła pozostać niewielbiona. jej serce nie było w stanie bić bez narzucenia rytmu przez swojego partnera, zamieszkującego w jego klatce piersiowej.
|
|
|
gdybym mogła zaczęłabym zabierać ze sobą koc. ale przecież nie raz, w środku zimy wtulałam się i bez niego w Twoje nagie ciało. teraz też podołam. wystarczy odsunięcie paru zniczy, zrobienie trochę miejsca. po paru chwilach moje ciało przyzwyczaja się do zimnego marmuru. wtulam się w niego i wcale nie jest tak ciężko. może jestem zahartowana. a może po prostu staram się być dzielną, wedle mojej obietnicy którą Ci złożyłam. tej ostatniej.
|
|
|
zrozpaczona, końcem rękawa ocierała krew z jego twarzy, trzymając go na drżących kolanach. - już jadą, zaraz będą, patrz na mnie. - krzyczała chwiejącym głosem. - kocham Cię. - wyszpetał, zdaję się ostatkiem sił. - cicho, nic nie mów, oszczędzaj siły. - szeptała, przykładając usta do jego zakrwawionego do cna czoła. zabrany już do karetki, ona skrupulatnie trzymała go za rękę, przełykając łzy, próbując się uśmiechać, żeby nie okazywać mu swojej niemocy, która pożerała każdy z calów jej wnętrza. - musi Pan wstrzymać oddech na parenaście sekund, prosimy się nie odzywać. - powiedział rozdrażniony ratownik. nabrał powietrza i zaczął oddychać szybko, chociaż niezwykle płytko, sprzeciwiając się rozkazowi. - co Pan u diabła?! to samobójstwo! - kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię. - zaczął krzyczeć wniebogłosy, nabierając co raz głębszych oddechów. - proszę natychmiast przestać! - zawsze będę. - powiedział, nieusilnie rozluźniając dłoń, którą zaciskał koniuszki jej palców. - straciliśmy go.
|
|
|
|