 |
|
los czasami traktuje mnie w taki sposób jakbym co najmniej wykonała na nim brutalny gwałt w afekcie za przeszłość.
|
|
 |
|
nie znoszę momentu kiedy ode mnie wychodzisz zaraz po tym jak wieszam Ci się na szyi nie mogąc pożegnać się z Twoim oddechem na mojej twarzy. jak mantrę powtarzałam, żebyś został chociaż doskonale wiem, że to znikome bo i tak musisz iść. zostaję sama. siadam na łóżku na którym jeszcze chwilę wcześniej wyznawałeś mi dozgonną miłość. nienawidzę tej pustki, irracjonalnej tęsknoty za Tobą chociaż jeszcze nie zdążyłeś wyjść z mojej klatki. zostaję sam na sam z Twoim zapachem na mojej pościeli, na mojej skórze. skrupulatnie wąchając poduszkę odliczam sekundy do naszego kolejnego spotkania.
|
|
 |
|
śpię z suszarką i wbrew pozorom nie robi ona za mój wibrator. gdyby nie ona to zwyczajnie spałabym na mokrej poduszce, która nie nadąża samoistnie schnąć bo z taką częstotliwością pochłania moje uczucia w stanie cieczy.
|
|
 |
|
a dzisiaj czystą zagryzam kiszonymi bo podobno tak się właśnie robi, kiedy życie pieprzy się równie dosadnie co najdroższa dziwka w najbardziej ekskluzywnym burdelu.
|
|
 |
|
tęsknie za tą najważniejszą osobą w moim życiu. za tobą tęsknie.
|
|
 |
|
-przecież wiem o tym. wiem, że za mną nie tęsknisz. -spojrzała rozżalona w jego zielone oczy. patrzył na nią. chwycił delikatnie jej dłoń. -mylisz się. nawet nie wyobrażasz sobie co czuje... co czuje kiedy nie napiszesz tej cholernej wiadomości na dobranoc. -przerwał na chwile.-wiesz jak mi źle kiedy nie ma cię przy mnie... - dokończył. wtuliła się w jego ramiona. -przepraszam.-wyszeptała cicho.-już... nic się nie dzieje. albo nie. wiesz... kocham cie.-powiedział.
|
|
 |
|
''-Ale dlaczego właśnie On? Przecież jest tysiące innych. -Wiesz, pierwiastków w powietrzu też jest wiele, ale gdyby nie tlen... ''
|
|
 |
|
krzyczał na nią. wyzywał od najgorszych. wziął za ramiona i w amoku zaczął ją szarpać. przycisnął do ściany, krzycząc w twarz, że nie jest nic warta. słowa nie bolały, wyzywiska również. najbardziej jednak bolała świadomość, że chociaż powinna, nie potrafi go znienawidzić. w końcu zadał jej cios na tyle mocny, że osunęła się po purpurowej ścianie i upadła. kucnął nad nią cedząc przez zęby kolejne wyzwiska. - przytul mnie. - wyszpetała rozhisteryzowana. popatrzył na nią zdezenteriowany. objęła go, a on w końcu zamilkł.
|
|
 |
|
a ten twój cudowny kolor oczu niedługo, cholera, wyprowadzi mnie z równowagi. !
|
|
|
|