 |
|
będzie ci przy mnie nieziemsko, racja, ale nikt nie mówi tu o niebie. nie musisz iść za mną w ogień, to i tak będzie piekło
|
|
 |
|
i nie wiem co widziałem w tobie cały ten czas
|
|
 |
|
powoli tracę siły i rozum, słyszysz?
|
|
 |
|
świat skurczył się do powierzchni łóżka. słuchawki z pięciometrowym kablem stały się dziwnie niebezpieczne, moja matka musiała wynieść je z pokoju. rozumiesz, prawda? mogłyby opleść szyje
|
|
 |
|
rozsypałem się jak puzzle, kto poskłada mnie co?
|
|
 |
|
jestem gdzieś, lecz nie szukaj mnie, bo nie chcę dalej żyć
|
|
 |
|
odwracam się i potykam. cholera, przecież nikt nie goni
|
|
 |
|
dzień za dniem coraz bardziej kończy się świat
|
|
 |
|
marzę o kimś, kto zmiesza się ze mną, rozcieńczy samotność
|
|
 |
|
ze mną można tylko w dali znikać cicho
|
|
 |
|
tylko wzrok jakiś głupi, pusty i wszędzie cie pełno, aż idzie sie wkurwić
|
|
 |
|
rzuciłem się wreszcie i spadłem sam w siebie gdzieś na sam dół gardła, by wyrzygać wreszcie słów słodkich słone morze
|
|
|
|