 |
Od początku był taki wymarzony. Tak wiele mi się w nim podobało. Potrafił pięknie mówić o życiu pomimo tego, że bardzo go doświadczyło. Miał cechy, których tak bardzo pragnęłam u faceta. Wiedział na ile może sobie pozwolić. Pociągał mnie jego wygląd i intelekt. Nawet mieszkał w okolicy w jakiej marzy mi się mieszkać w przyszłości. Tak samo jego dom. Jakby ktoś zajrzał do moich snów i skradł moje pomysły. Tak bardzo uwielbiałam spędzać tam czas. Mój mały azyl, który dawał mi wyciszenie i ogromne szczęście. Mój raj na ziemi. A on? On był moim ideałem w praktycznie każdym calu, chociaż zawsze mówiłam, że ideałów nie ma.
|
|
 |
Wymieniłam z nim kilkadziesiąt wiadomości, ale praktycznie nic o nim nie wiem. Nie wiem jak wygląda, nie wiem skąd dokładnie jest. Znam tylko jego imię i wiek. On poznał moją, naszą historię i wiesz, on próbuje jakoś zapełnić tą dziurę po Tobie. A ja już dziś wiem, że mu na to nie pozwolę nawet pomimo tego, że lubię z nim rozmawiać.
|
|
 |
Chciałabym znów unieść się do nieba, albo jeszcze wyżej jak wtedy gdy tuliłeś mnie po raz pierwszy
|
|
 |
"Miłość bowiem żąda odrobiny przyszłości, a myśmy mieli tylko chwile." Albert Camus
|
|
 |
Wiele razy chciałam wziąć kurtkę, ubrać buty i pobiec przed siebie. Być może moje nogi skierowałyby bieg w Jego stronę i być może zrobiłabym wszystko, by dostać się do Niego i skoczyć mu w ramiona. Być może. A może jednak nie byłabym do tego zdolna, bo zbyt słabe serce nie pozwoliłoby mi na taką dawkę emocji i kazałoby mi uciekać w przeciwną stronę, by znaleźć się jeszcze dalej od Niego i od wspomnień, tak jakby chciało uciec od bólu i miłości, która rani każdego dnia coraz mocniej.
|
|
 |
Nawet nie wiesz ile kosztowało mnie to, aby pokochać Cię moim małym, porysowanym sercem. Każdego dnia budowałam w sobie uczucie, które z czasem bardzo się umacniało. Nie było mi łatwo, bo rosła obawa, że znów zostanę odrzucona. Moje serce jest zbyt kruche, by wytrzymać tyle rozczarowań. Nasze rozstanie sprawiło, że rozbiło się na drobne kawałki. Teraz nie wiem jak mam żyć, bo chociaż toczy ono krew i bije dosyć nierównomiernie, to nie zdaje się już do użytku, bo nie wiem czy kiedykolwiek po raz kolejny złożę je w całość, by mogło pokochać kogoś z taką siłą z jaką pokochało Ciebie
|
|
 |
Podczas podróży samolotem Ojciec Święty Jan Paweł 2 miał kłopoty żołądkowe. Lekarz zaproponował kilka kropel koniaku. Papież zapytał wtedy, na jakiej są wysokości. Lekarz poszedł zapytać. Wrócił i i podał wysokość. Wtedy Ojciec Święty wzniósł rękę do góry i powiedział: "Nie mogę. Szef za blisko".
|
|
 |
Młodzież krzyczy:
– Niech żyje papież!
A papież odpowiada:
– Niech żyje młodzież!
Na to młodzież głośniej
– Niech żyje papież!!
A papież znowu
– Niech żyje młodzież!!
Młodzież zareagowała jeszcze głośniej.
Papież natomiast:
– Nie macie dzisiaj ze mną szans.
|
|
 |
Pewnego razu papież Jan Paweł II siedział w swoim gabinecie i pracował. W jakimś momencie wykręcił numer szpitala w Szwajcarii, gdyż leżał tam jego chory przyjaciel, ks. biskup Andrzej Deskur. Bez trudności uzyskał rozmowę telefoniczną ze szpitalem i wtedy poprosił o połączenie z pokojem, gdzie leżał chory Biskup. Dociekliwa telefonistka zapytała:
– A kto mówi?
– Papież! – Padła lapidarna odpowiedź. Panienka na chwilę zaniemówiła, a potem odpowiedziała rezolutnie:
– Z pana taki papież, jak ze mnie cesarzowa chińska!
Gdy wszystko wyszło na jaw, chciano ponoć zwolnić z pracy ową urzędniczkę, ale papież natychmiast się za nią wstawił, gdyż – jak sam wyznał – „setnie się ubawił”
|
|
 |
Niedziela palmowa w Watykanie. Po bardzo męczącej dla Jana Pawła II mszy i procesji, Papa wraca do swoich apartamentów. Hiszpańska pielgrzymka młodzieży krzyczy wniebogłosy. Wołają Papieża. I faktycznie, okno zostaje otwarte, mikrofon wystawiony, Papież wychodzi, macha do nich i mówi:
– Idźcie już.
– Nie,
– Ależ idźcie już, bo będziecie zmęczeni.
– NIE
– No więc pytam się was po raz trzeci: idziecie spać?
– NIE!
– Róbcie jak chcecie, ale ja idę.
– NIE!
– Ja idę, ja idę, choćbyście nie wiem jak krzyczeli, to ja idę. Ja muszę jutro rano chodzić na nogach, a nie na rzęsach. Do – bra – noc!
|
|
 |
Pewnego razu Karol Wojtyła wybrał się na samotną wycieczkę w góry. Ubrany sportowo, wyglądał tak, jak wielu innych turystów. W trakcie wędrówki spostrzegł, że zapomniał zegarka, podszedł więc do opalającej się na uboczu młodej kobiety i już miał zapytać o godzinę, gdy ta uśmiechnęła się.
– Zapomniał pan zegarka, co?
– A skąd pani wie? – zapytał zaskoczony Wojtyła.
– Z doświadczenia – odrzekła – Jest pan dziś już dziesiątym mężczyzną, który zapomniał zegarka. Zaczyna się od zegarka, potem proponuje się winko, wieczorem dansing...
– Ależ proszę pani, ja jestem księdzem – przerwał jej zawstydzony Wojtyła
– Wie pan – odpowiedziała rozbawiona nieznajoma – podrywano mnie w różny sposób, ale na księdza to pierwszy raz.
|
|
 |
(3)– Co ty, żarty sobie stroisz? – zapytał ksiądz student, na co usłyszał:
– Daj indeks, jestem Wojtyła – i Ksiądz Profesor wpisał oniemiałemu z przerażenia koledze 4+, z uwagą, by jednak w przyszłym semestrze zaczął uczęszczać na wykłady, by samemu wyrobić sobie sąd o wykładowcy. Tym pozornie małym wydarzeniem, o którym dowiedzieliśmy się natychmiast, zyskał taką sympatię, że bariera iluzorycznego strachu została pokonana na zawsze...
|
|
|
|