 |
- Obiecaj, że zaprosisz mnie w przyszłości na swój ślub. - Obiecaj, że przyjmiesz zaręczyny
|
|
 |
nigdy niczego nie żałuję. ludzi, których nienawidzę po prostu kasuję.
|
|
 |
Nie żebym się czepiała, ale słowa i obietnice do czegoś zobowiązują..
|
|
 |
Spokojnie. Zostaw ten telefon. Nie sprawdzaj go po raz setny jak co dnia. Nie pisze? To znaczy, że nie chce. I że nie jest ciebie warty, skoro tak łatwo zrezygnował. Więc po co do jasnej cholery nadal o nim myślisz? / nie pamiętam kogo .
|
|
 |
nie pamiętam Twojej twarzy, zapominam Ciebie.
|
|
 |
Jak szaleni tańczymy oboje i nie mogę złapać tchu i łapię paranoje < 3
|
|
 |
Tęsknie. Niby tylko kilka dni, a już tęsknota rozpierdala mi serce. / doyouthinkyouknowme
|
|
 |
nienawidzę, kiedy mierzysz mnie wzrokiem delikatnie przygryzając wargę. kiedy moje usta krzyczą o dotyk Twoich. a ja mam obowiązek przytrzymywać je zębami bo niestety nie mam w pobliżu sznurówek, a tych od trampek niezwykle mi szkoda.
|
|
 |
cała zakrwawiona, podbiegła do niego. - nie, nie, nie. - zaczęła krzyczeć, szczypiąc się na wszystkie możliwe sposoby. - jesteś i będziesz. tak, tak, tak. - wypowiadała pomiędzy próbami na złapanie oddechu. ręce. pokaleczone od szkła ręce. rozbijanie filiżanek z których wspólnie pijali czekoladę wymieniając się najsłodszymi pocałunkami świata. jego puste, tępe spojrzenie, utwierdzające ją w fakcie, że o dziś musi radzić sobie sama. jak dziecko oddanie do domu dziecka. jak szczeniak, oddany do schroniska. - bądź. nie rób mi tego. - błagała osuwając się z niemocy na nogach. - byłem. przepraszam, że byłem. - wypowiedział, napięcie odwracając się w drugą stronę. wiedząc, że gorszą krzywdę zrobił jej swoją obecnością niż tym, gdyby nigdy się nie pojawił. pozostawiona sama sobie z zakrwawioną koszulka, zaczęła strzepywać opiłki porcelany, które ówcześnie starała się wgniesć w swoją klatkę piersiową z nadzieją, że uda jej się dotrzeć do serca, uciszając jego krzyk. nieskutecznie.
|
|
 |
nie ma nic gorszego od zwyklego przyzwyczajenia. od zwykłego wyciągania z szafki dwóch kubków zamiast jednego i wybuchanie płaczem, na samo dno herbaty. nie ma nic bardziej toksycznego niż nadzieja, że coś trwa wiecznie. że uczucia nie przemijają, a ludzie nie odchodzą. widywanie kogoś jedynie po zamknięciu swoich oczu jest najgorszą, najbardziej prymitywną formą cierpienia. zapomnienie zapachu, dreszczy na plecach poprzedzonych dotykiem. z czasem spojrzenia, które kiedyś było wszystkim. a to wszystko odeszło, pozostawiając nas z pustymi rękami i sercem, jak okradziony ze swojego minimalnego dobytku, bezdomny. bez niczego.
|
|
|
|