 |
|
słuchaj, nigdy nie miałem złych intencji, ale ranią mnie i ja muszę też ich.
|
|
 |
|
w chuj było tych spraw złych, czuć było strach i w chuj było tych spraw złych.....
|
|
 |
|
everybody wants a flame, but they don’t want to get burnt and today is our turn -days like these lead to nights like this lead to love like ours, you light the spark in my bonfire heart...
|
|
 |
|
everyone, I say, deserves a chance to make up for their mistakes, and my biggest one was to let you go, I'm gonna do whatever it takes, baby hey, come back in my world now, cause lately it's been kind of lonely.. baby, I've got to be honest, that maybe, I can't live without you:)
|
|
 |
|
odpływam i chyba jestem w niebie /M♥♥♥♥♥
|
|
 |
|
całujesz mnie, robisz to nawet fajnie, cucisz mnie, budzę się, zmartwychwstaję, podnoszę się, Ty nie przestajesz, cały świat jak w kolorach tęczy, mieni się, staje czas i znikają lęki ♥
|
|
 |
|
I to ja robię błędy, ja mówię za dużo, ja wcześniej się nad tym nie zastanawiam, plotę bez sensu i potem mam dostawać za to baty. Przeze mnie to się psuje. Mi trzeba tego wszystkiego dopakować, żeby obciążyć moje sumienie, żeby załączyć wyrzuty sumienia. Ja jestem tą złą, zrozumiałam. Za każdym razem coś się kończy przeze mnie. Tylko powiedz mi w takim razie - dlaczego kurwa to ja płaczę? Dlaczego nie mogę mówić, choć mam w głowie pełne, składne zdania, ale cholera, nie, nie mogę, bo mam zaciśnięte gardło? Dlaczego mi jest tak zimno, pusto, mam ochotę się zachlać po prostu, położyć gdzieś - w tym deszczu, w błocie i nie pamiętać? Dlaczego ja, skoro podobno nie mam serca, a cała ta relacja jest mi w chuj obojętna?
|
|
 |
|
najwięcej mówią ci którzy powinni najmniej.
|
|
 |
|
kładziemy się z beefem, budzimy się z fochem i cały dzień kurwa nic nie jest okej, Ty może przeczekać sobie, pokochać się trochę, ale to rozwiązanie na moment, bo może jak te dwa szczury, co kupiliśmy w klatce my dalej między sobą walczymy o dominację
|
|
 |
|
Płuca odbijały się o łopatki od ostro przyspieszonego oddechu. Serce się poddawało - wcale nie z tego wysiłku. Dobiegłam. Zatrzymałam się, łapiąc pośpiesznie równowagę na krawędzi tego życiowego urwiska i próbując się otrząsnąć, by nie zrobić sobie jakiejkolwiek krzywdy. Przy zasypianiu łzy podświadomie już wydostawały się spod powiek, ale to poranki były największą katorgą, gdy zmęczenie ciała opadało, a dusza była wycieńczona jak po najgorszym scenariuszu snu i z każdą sekundą dotkliwiej uświadamiała sobie, że to nie to, lecz rzeczywistość.
|
|
 |
|
2) wystarczająco... tak, On. Teraz. Na dzisiaj. Na jutro. Na kolejne dni, tygodnie, miesiące i lata. Nie rozdrabniając się - na zawsze. Dobrze?
|
|
|
|