|
trzeba strasznie dużo przeżyć, żeby się dało powiedzieć 'to nic'
|
|
|
tak ciągle żałuję ciebie, do cholery, dla siebie. mieszkaj gdzie indziej, ale bądź
|
|
|
przychodzą takie chwile, że nie wiem już, co z sobą zrobić. kiedyś pomyślałem, wsiądę w pociąg i przyjadę do ciebie. ale to przecież o wiele za późno, o lata za późno, o całe życie za późno
|
|
|
ty jeszcze nie wiesz? to na ciebie patrzę, kiedy zasypiam. i przez ciebie przecież papierosami dziury wypalam w pościeli tuż przed snem
|
|
|
pomyśl, będziemy mieć własny dom. będzie ci źle, będą cię zdradzać i wyszydzać ludzie, wtedy wrócisz do naszego domu i powiesz tylko: 'to jest nasz dom'. świat wyda ci się inny, jeśli spojrzysz nań przez okno naszego domu
|
|
|
zraniliśmy sobie duszę na wieki, tak widać było trzeba
|
|
|
nie ma boleśniejszej samotności niż z kimś, kto miał być lekiem na samotność, a mnoży samotność
|
|
|
jestem desperatką. z brakiem jakiejkolwiek racjonalności. budzę się w środku nocy i biorąc szklankę mineralnej do dłoni pałętam się po całym domu z nadzieją, że w końcu zgubię Cię gdzieś po drodze. otwieram okno mojego pokoju na oścież nie zważając na deszcz. siadam na parapecie, zachłystując się chłodnym powietrzem. wpatruję się w księżyc, który jest równie beznamiętny jak Twoje źrenice na mój widok. wychylam się za okno. czuję jak wiatr lekko podwiewa moje włosy, a deszcz delikatnie uderza o moje powieki. świat z takiej wysokości w środku nocy, wygląda niezwykle. zapomnę tak jak obiecałam. pozbędę się podświadomości w której gościsz na stałe. poddaję się. z miłością nie wygram. kochałam Cię. dotrzymuję obietnicy. zapominam.' - przeczytał z trudnością rozmazane literki atramentu na kawałku papieru, leżącym na owym parapecie. znajdując ją ówcześnie martwą na chodniku przed jej własnym domem. sąsiedzi zeznali, że spadała z okna krzycząc jego imię.
|
|
|
kocham to rozkoszne drżenie mojego ciała, kiedy widzę go po raz pierwszy od tak dawna. powiedziałabym co wtedy czuję, ale takich rzeczy nie mówi się na głos.
|
|
|
wracając tutaj i czytając samą siebie, budzę każde wspomnienie jak niedźwiedzia z zimowego snu. i pomyśleć, że gdybym czytała to samo rok czy dwa wcześniej nie posiadałabym się z przeszywającego mnie bólu. natomiast dziś się uśmiecham na te same wspomnienia. z czasem łagodnieją, są wybrakowane. zostają wyłącznie jako te dobre. nie, czas nie leczy ran, ale pozwala zapomnieć o bólu. i przy okazji nasuwa się jeszcze jeden wniosek. dobre rzeczy w życiu zaczynają nas spotykać dopiero wtedy, gdy nabierzemy dystansu do tych złych.
|
|
|
Halo, jest tu jeszcze kto?
|
|
|
posłuchaj, jak mi prędko bije twoje serce
|
|
|
|