 |
nim upadnę, wstanę dzielnie, by przekazać to, co cenne. widzieć to, co niewidzialne. dotknąć to, co nietykalne.
|
|
 |
zawsze słucham tego co mi podpowiada serce, tak ono wie lepiej ono zawsze jest mądrzejsze..
|
|
 |
Nie chcę zniechęcić. Chcę żebyś był pewny tego co robisz, bo ja już nie mam sił znowu o kimś zapominać.
|
|
 |
zrób to z muzyką na ich oczach, zabij wstyd, zabij bit, zabij lokal, dopóki tynk nie odpadnie ze ścian, dopóki świt nie dopadnie nas, tańcz, pokaż!
|
|
 |
była kobietą z milionem szczęśliwych wspomnień, która wie, czym jest prawdziwa miłość, i która jest gotowa, by zacząć nowe życie, nowy związek, i zbierać nowe wspomnienia. bez względu na to, czy stanie się to za dziesięć miesięcy czy dziesięć lat. cokolwiek ją czekało, wiedziała, że otworzy serce i podąży tam, dokąd ja ono zaprowadzi.
a tymczasem będzie po prostu żyć.
|
|
 |
siedziała ściśnięta pomiędzy przeszłością i utraconą przyszłością i poczuła że się dusi. nie powinna tam być.
|
|
 |
owszem, miała wspomnienia, ale wspomnień nie można dotknąć, poczuć ani przytulić. nigdy nie były dokładnie takie jak tamta chwila, a z biegiem czasu nieubłaganie bladły.
|
|
 |
była ucieleśnieniem moich marzeń. dzięki niej stałem się tym, kim jestem, a trzymanie jej w ramionach wydawało się bardziej naturalne niż bicie serca.
|
|
 |
pamiętam każdą wspólnie spędzoną chwilę. a w każdej było coś wspaniałego. nie potrafię wybrać żadnej z nich i powiedzieć: ta znaczyła więcej niż pozostałe.
|
|
 |
-maaamo.! potrzebuje pomocy, ten chłopiec skradł mi serce. i jeszcze mi grozi że mnie nigdy nie opuści. i straszy mnie mówiąc że mnie kocha. boję się .
|
|
 |
nerwowo starałam się złapać oddech, idąc środkiem ulicy. w myślach wyklinałam każdego mężczyznę na ziemi. rękawy mojej białej ramoneski, topiły się w rozmazanym tuszu. zaczęłam sama do siebie, wyzywać płeć brzydszą od najgorszych. zanosiłam się płaczem. przechodni patrzyli na mnie jak na skończoną frustratkę z objawami schizofrenii. przykucnęłam, próbując doprowadzić mój cykl oddychania do ładu. 'sukinsyny', powtarzałam w kółko. właśnie wtedy, usłyszałam męski głos śpiewający donośnie 'nie płacz, kiedy odjadę ... sercem będę przy Tobie'. kretyn - pomyślałam. na moich ustach, mimowolnie pojawił się uśmiech. amant, kucnął koło mnie. w rękach trzymał bukiet róż. niezdarnie wyjął jedną z nich i wręczył mi do dłoni. nie przestawał się uśmiechać. odszedł. nigdy więcej go nie spotkałam. faceci, są nam zbędni do zepsucia humoru, wbicia gwoździa w ścianę, o złamanym sercu nie wspominając. ale pocałunku podczas którego czujemy, jak niebiańsko się uśmiechają nic nam nie zastąpi.
|
|
 |
nadchodzi moment, kiedy nawet poranna kawa jest zbyt monotonna, aby ją pić. masz dość codzienności, pragnąc żyć z wciąż przyspieszonym tętnem.
|
|
|
|