 |
dzień w którym cię poznałam, oficjalnie zaznaczyłam w kalendarzu, obrysowując cyferkę napisaną drobnym druczkiem w gigantyczne serce, czerwonym flamastrem. obchodzę co roku, uroczyście ten dzień. rzucam lotkami w twoje zdjęcie powieszone na drzwiach, a twoją laleczkę voodoo, molestuję gasząc na niej moje papierosy. lubię tę delikatną formę sadyzmu. choć w niewielkim stopniu, pomaga uwolnić mój niesmak względem ciebie.
|
|
 |
wyrzuciłam łzami chyba już wszystko co związane z tobą.
|
|
 |
- mamo idę się bić. - z kim? - z 265 ludźmi. - sama? - nie? z 7709 osobami.
|
|
 |
- waćpanie, udamy się na szlugensa? - wyborny pomysł, milordzie.
|
|
 |
krzyczałam na ciebie, tłumaczyłam, że nie jestem zabawką. wtedy uśmiechnąłeś się. a ja poetycko zajebawszy ci w ryj, odeszłam w swoją stronę.
|
|
 |
i do końca życia być zobowiązaną tylko tobie.
|
|
 |
- a za co mnie kochasz, hm? - chronologicznie czy alfabetycznie?
|
|
 |
kiedyś usłyszałam od ciebie, że jestem do niczego i uwierzyłam ci.
|
|
 |
bywa tak, że tym, którzy najbardziej zasługują na miłość - nie jest dane jej doświadczyć.
|
|
 |
to takie słodkie kiedy nazywa mnie swoją żoną.
|
|
 |
czasem, gdy patrzę w lustro nie widzę już tej samej wiecznie wesołej dziewczyny. zmieniłam się. a może tylko zajrzałam w prawdziwy świat?
|
|
 |
chciałam któregoś dnia, idąc chodnikiem zdać sobie sprawę, że kocham. kocham na nowo, kogoś innego, z jeszcze większą abstrakcją, niż wcześniej. stawiając lewą nogę tuż po postawieniu prawej, poczuć, że serce znów jest na swoim miejscu.
|
|
|
|