|
karmiłam się tym, co moje, bezpieczne, wymyślone.
|
|
|
obok jesteś wciąż i nie ma Cię
nie potrafisz wprost nie kochać mnie.
|
|
|
emigrowałam z ramion Twych nad ranem.
|
|
|
w otwartym nagle oknie, w cieniu za firanką. wśród ludzi na przystanku w słońcu i we mgle... szukaj mnie cierpliwie dzień po dniu! staraj się podążać moim śladem... szukaj mnie, bo sama nie wiem już... bo nie wiem kiedy sama się odnajdę...
|
|
|
wytłumacz mi... w czym naprawdę problem tkwi. i czemu ja ponosić za to winę mam?
|
|
|
twój wzrok się ślizga po moim staniku!
|
|
|
gdy przyjdzie przysposobić do kochania inne
z początku obco-szorstkie zimne zimne zimne zimne ciało. znów znów mi do głowy przyjdziesz Ty. gdy przyjdzie się ułożyć do snu pierwszy raz
i szepnąć z przekonaniem kocham kocham kocham kocham Cię. znów znów mi do głowy przyjdziesz Ty.
|
|
|
obecność sama teraz nie wystarczy szcęściu mojemu.
|
|
|
cały ten czas to, jak pierwszy raz musi być. musi trwać.
|
|
|
zapachem przypominasz ten dzień, miłości początek. zapachem tylko teraz przypominasz tę wiosnę.
|
|
|
modlę się by, kiedy wstanie dzień, sprawił cud dla Ciebie.
|
|
|
moje serce jest ogromne... i puste. wiatr trzaska drzwiami odstraszając nadzieję. codziennie chowam w nim część siebie, a potem nie moge odnaleźć. i nikt nie rozumie,
że jedno serce to za mało...
by żyć...
|
|
|
|