|
przytulam pluszaka, powtarzając, że jego tatuś wróci. mówię, żeby się nie martwił. chciałabym usłyszeć od niego to samo. proszę, wróć. czekamy na Ciebie.
|
|
|
prosto w ogień, prosto w jego ramiona.
|
|
|
proszę, wróć. jak co roku.
|
|
|
nie bolały mnie zaciśnięte nadgarstki. bolało mnie serce.
|
|
|
szłam ciemną ulicą. w oknie mijanej kamienicy zobaczyłam kobietę. jej twarz była sina. płakała. wydała mi się znajoma. po chwili zorientowałam się, że patrzę na własne odbicie.
|
|
|
zaprogramował mnie. byłam jego robotem. całe szczęście, że rzeczy szybko nudzą się człowiekowi.
|
|
|
usłyszałam swoje imię. obsypał mnie dreszcz. weszłam po schodach do jego pokoju. chciałam szybko uciec, wyślizgnąć się spod jego ciężkiego objęcia. za późno. zawsze było za późno.
|
|
|
moja wyjątkowość zrodziła się poprzez brak Niego. brak tego, co odbierało mi świeże powietrze. czuję ciepły wiatr we włosach, mimo przeszywającego mrozu. moja dusza przeistacza się w harmonię. tło egzystencji zabarwia się dźwiękiem liry. dzięki braku, odnajduję pełnię.
|
|
|
przechodzę przez jego osiedle. dziwnie mi. tak dobrze znam to miejsce. tyle wspomnień mam w głowie. jednak dziś go tu nie ma. nie przechodzi obok mnie. dziś go nie widzę, nie dotykam. dziś go nie spotkałam. jest mi smutno. rok temu tak często tu bywałam. spacerowaliśmy tędy razem. teraz jest ona. i to ona trzyma go za rękę, przechodząc tym miejscem.
|
|
|
czasem, kiedy wychodzisz, mam ochotę zapaść się pod ziemię.
|
|
|
możesz spać spokojnie, przynajmniej Ty.
|
|
|
|