 |
Ilu było takich co wbili nóż w plecy bratu
w ułamku sekundy skurwili się dla hajsu.
Mimo tego mam zaufanych wariatów
na nich licze w razie najgorszego przypału
jak też masz takich ziomków?To weź ich lepiej szanuj!
Tylko tacy nie wystawią cię do wiatru.
|
|
 |
Tu życia spektakl i gra się dalej toczy
uważaj ziomeczku żebyś nigdy się nie stoczył.
Zawsze prosto w oczy za plecami nigdy
trzymaj się twardo byś nie wypadł z gonitwy
Właśnie tak mordo twardo się trzymaj
z ziomeczkami piątka a frajerów w dupę dymaj.
|
|
 |
Zawsze w porządku trzeba być to wiadome
nieunikniony wpierdol za zdradę ziomek
to są zasady które musisz nosić w głowie
więcej nic nie powie i tak się dowiesz
|
|
 |
Ulica daje siłę ulica daje cios,
bez którego nie odbije sie znów by wejsć na tron.
|
|
 |
Rak-Jego znak zodiaku.
I stwierdzenie mam raka w sercu nabiera innego znaczenia..co nie znaczy,że korzystniejszego..
|
|
 |
|
otwieram szafę i wyciągam z niej jego bluzę. idę do łóżka, przyciskając ją do siebie mocniej niż kiedykolwiek. siadam i spoglądam na szary materiał. taka namiastka jego - mojej definicji szczęścia. kładę się, bluzę traktuję jak poduszkę. zatapiam w niej twarz i zaciągam się jego niknącym już zapachem. wstrzymuję oddech. mija kilka sekund. dziesięć. dwadzieścia. wciąż niewzruszenie trwam, z tym samym powietrzem, w zmęczonych płucach. trzydzieści. słyszę, gdzieś jakby z daleka, wołanie. nie odpowiadam. czterdzieści. moja świadomość powoli się zatraca. błogą ciszę przerywa trzaśnięcie drzwi i czyjś krzyk. pięćdziesiąt. czuję jak ktoś potrząsa mną. sześćdziesiąt. na skraju utraty przytomności, ktoś siłą odrywa mnie i odwraca. uchylam powieki i mimowolnie łapię spazmatyczny oddech. - Idiotko ! Kiedyś się udusisz ! Chcesz przez niego się zabić ?! - zobaczyłam nad sobą siostrę. - Przynajmniej umrę z jego zapachem w płucach. - szepnęłam ostatkiem sił i uwalniając łzy, zasnęłam .
|
|
 |
|
otwieram szafę i wyciągam z niej jego bluzę. idę do łóżka, przyciskając ją do siebie mocniej niż kiedykolwiek. siadam i spoglądam na szary materiał. taka namiastka jego - mojej definicji szczęścia. kładę się, bluzę traktuję jak poduszkę. zatapiam w niej twarz i zaciągam się jego niknącym już zapachem. wstrzymuję oddech. mija kilka sekund. dziesięć. dwadzieścia. wciąż niewzruszenie trwam, z tym samym powietrzem, w zmęczonych płucach. trzydzieści. słyszę, gdzieś jakby z daleka, wołanie. nie odpowiadam. czterdzieści. moja świadomość powoli się zatraca. błogą ciszę przerywa trzaśnięcie drzwi i czyjś krzyk. pięćdziesiąt. czuję jak ktoś potrząsa mną. sześćdziesiąt. na skraju utraty przytomności, ktoś siłą odrywa mnie i odwraca. uchylam powieki i mimowolnie łapię spazmatyczny oddech. - Idiotko ! Kiedyś się udusisz ! Chcesz przez niego się zabić ?! - zobaczyłam nad sobą siostrę. - Przynajmniej umrę z jego zapachem w płucach. - szepnęłam ostatkiem sił i uwalniając łzy, zasnęłam .
|
|
 |
Wszystkim pomagałam, większości się udawało. Chciałam wreszcie pomóc samej sobie i zjebałam swoje życie jeszcze bardziej. Ofiara losu ; /// [derty18]
|
|
 |
Dopiero dziś zrozumiałam jak bardzo nienawidzę chłopaków. Jak bardzo ich nienawidzę wszyscy są tacy sami kurwa.! ; ((( [derty18]
|
|
|
|