|
Prawda to nie światło dnia, przed nią nie uciekniesz, kłamstwo jak szyba pod naporem pęknie.
|
|
|
Idę przez życie ze środkowym palcem uniesionym w górze.
|
|
|
Za te wszystkie chwilę z tamtych lat, za problemy których nigdy nie jest brak.
|
|
|
To było pewne że wracam do tego teraz z sentymentem.
|
|
|
`Bo byłabym szczęścliwa, gdyby alkohol dozwolony był dla nastolaktów, czekolada nie miała by kalorii, a Ty byś mnie kochał . Ale to tylko marzenia. Nie realne marzenia..
|
|
|
Duszę się w zdjęciach i albumach, rzeczach i wspomnieniach..
|
|
|
dziewczyna wpadła do ich wspólnego mieszkania. zaczęła krzyczeć. była pijana tak, że ledwo stała na nogach. - zdradziłeś mnie, skurwysynu. - krzyczała, zanosząc się płaczem. - ja oddałam Ci wszystko, a Ty mnie zdradziłeś z jakąś suką – podkreśliła ostatnie słowo i wybuchła histerycznym śmiechem. zaczęła ściągać swój zaręczynowy pierścionek z palca. wzięła rękę chłopaka i formując ją w pięść, zamknęła w niej srebrne kółko. - straciłem jego najważniejszą część - powiedział, po czym ukrył twarz w swoich dłoniach.
|
|
|
i przyjdą kiedyś takie poranki, kiedy po upojnej nocy wyjdziesz naga do ogrodu, jedynie z jego koszulą na ramionach. oświetlona lekkimi promieniami słońca, trzymając swoje ulubione szpilki w dłoni, będziesz zbierała bosymi stopami krople zimnej rosy. będziesz mogła stwierdzić, że jednak życie jest piękne.
|
|
|
ja - kocham. ty - kochasz. ona - kocha. on - nie.
|
|
|
dzien w stylu i chuj ze na kacu
|
|
|
długotrwała miłość jest jak bilet na księżyc. nie istnieje.
|
|
|
dzwoniąc do Ciebie, jak zawsze parę minut po siódmej, upijam łyk gorzkiej herbaty i czekam aż usłyszę Twoje słodkie ‘dzień dobry, skarbie’. masz w sobie coś magicznego, bo zawsze po takim przywitaniu bezustannie się uśmiecham, aż do wieczora. wtedy mijał już czwarty pusty sygnał, a przecież zwykle odbierasz już po dwóch. tętno powoli zaczęło przyspieszać, moja naturalna reakcja. po chwili usłyszałam damski głos. – nie może teraz rozmawiać... – z niedowierzaniem spojrzałam na ekran telefonu. nie, nie pomyliłam numeru. z wściekłością rzuciłam komórką o ścianę, po czym wyszłam na balkon, zapalić papierosa. po chwili zjawiłeś się Ty. nie zauważyłam, kiedy wszedłeś do mojego domu. objąłeś mnie, stojąc za mną. nawet się nie odwróciłam. zaciskałam pięści, żeby nie dać Ci w twarz. – złośniku, to była moja siostra. – powiedziałeś ze swoim szelmowskim uśmiechem, a mi zrobiło się najzwyczajniej w świecie głupio. nienawidzę mojej chorej zazdrości.
|
|
|
|