 |
|
jeszcze tylko 7 dni i wycieczka, a później to zleci.
|
|
 |
|
wciskaj mu kit,każdym możliwym sposobem karm go słodką paszą,niech żre wszystko co mu podajesz.serwuj mu żywe danie z obietnic,oplataj je długimi,czarnymi rzęsami,często mrugaj.malinowymi ustami wypowiadaj pachnące słodko słowa.a on niech słucha,niech wierzy w każde słowo,pamiętaj - zapewniaj go solidnie o twej słodkiej miłości,niech ufa.podaj mu delikatną dłoń,daj poczuć swój zapach,napawać się,tonąć w nim.wpatruj się dokładnie w jego oczy,by kolor twoich tęczówek zapamiętał jako najbarwniejszą tęczę.a jak gnój się już zakocha rzewnie,niechaj usłyszy malinowymi ustami malowane,zobaczone w tęczowych oczach słowa nie tak delikatne jak jej dłonie... tak po prostu - *SPIERDALAJ*
|
|
 |
|
może i wygladam spokojnie, ale w głowie zabijam się już tysiące razy. [sala samobójców]
|
|
 |
|
a ja wciąż za tobą tęsknię. szkoda tylko, że ty już nawet nie pamiętasz mojego imienia.
|
|
 |
|
ona i on dotykali sie słowami, otulali spojrzeniami.
|
|
 |
|
Mijam Cię wzrokiem, ponieważ nie mogę opisać oddechem kształtu Twoich powiek.
|
|
 |
|
im łatwiej mogę go mieć, tym bardziej przed nim uciekam.
|
|
 |
|
będąc w Twoich ramionach, ginie gdzieś to jak się czuję.
|
|
 |
|
Telefon komórkowy znów zabrzmiał dla niej ulubioną melodyjką, oznaczającą przychodzący SMS. Odblokowała i spojrzała na ekran. Jej mordka odzyskała dawny uśmiech, gdy patrzyła na imię, które wysłało jej wiadomość. Mimo, iż pytał się tylko, jak się jej spało, skakała z radości jak głupia. I nazwał ją słoneczkiem. Poczuła, że w żołądku coś jej się kołacze.
|
|
 |
|
po tym jak nazwałam go chujem podszedł, przytulił mnie i powiedział, że jestem słodka.
|
|
 |
|
pomyśleć, że poczułam coś do faceta,którego szacunek do mnie mieści się w łyżeczce od herbaty.mimowolnie go pokochałam. gdyby mój rozum, miał w tym jakikolwiek udział to uwierz, że bym Cię znienawidziła
|
|
 |
|
Któregoś lipcowego dnia wyjdę z domu z butelką wódki pod pachą i tą zaufaną osobą przy boku. Zawędrujemy w park, usiądziemy na trawie i spijemy się oglądając chmury i chrzcząc je najdziwniejszymi w świecie imionami. Trzeźwiejąc wrócimy wieczorem do domów z odbitą na plecach zielenią. Szczęśliwe i od nowa puste. Puste a jednak przepełnione świadomością, że owe chwile są właśnie tymi które dają szczęście. Te chwile, podczas których na głos wypowiada się marzenia, by być bliżej nich choć o jeden krok.
|
|
|
|