 |
|
Nie lubię, gdy ktoś mówi mi, że jestem ważna, a za pewien czas ma mnie w dupie.
|
|
 |
|
Najsmutniejszy rodzaj smutku to kiedy płaczesz pod prysznicem albo w łóżku w nocy, ponieważ nikomu nie pokazujesz, co naprawdę czujesz.
|
|
 |
|
Boli jak diabli, ale dam radę. Wystarczająco długo żyję na tym świecie, by wiedzieć, że choćby człowiek bardzo chciał, od złamanego serca się nie umiera.
|
|
 |
|
Tęsknię za nim, każdego dnia mam nadzieje, że to właśnie dziś zobaczę jego imię na wyświetlaczu telefonu, kilka godzin temu odważyłam się nawet otworzyć folder z naszymi wspólnymi zdjęciami i wiesz co? Najpierw się uśmiechnęłam. Wiesz, te oczy, uśmiech... Później były tylko łzy. Myślałam, że to już za mną, bo przecież powinno tak być, powinnam zapomnieć. Ale nie, to wszystko wraca. Każdego dnia oddalamy się od tego, co było, ale to nie oznacza, że jest łatwiej... jeszcze długo tak nie będzie.
|
|
 |
|
Nie zapomnij, że w środku jestem inną osobą, tak cholernie wrażliwą, która nie wie czy jesteś obok..
|
|
 |
|
Niby już się przyzwyczaiłam do tych ciągłych rozczarowań, a za każdym razem boli tak samo..
|
|
 |
|
Wiedzieć, co jest fałszem, a co faktem w tym pojebanym bagnie, gdzie rytm życia często mija się z taktem.
|
|
 |
|
Ludzie, których potrzebujemy najbardziej są kilometry stąd
|
|
 |
|
zacisnęłam dłoń na bluzie naszego wspólnego kumpla. - powiedz mi, gdzie On jest. - syknęłam mierząc Go twardym spojrzeniem. - nie chcesz wiedzieć. - pokręciłam głową. - muszę wiedzieć. - westchnął pod nosem po czym podał mi kask, drugi wcisnął sobie na głowę. wyciągnął motor z garażu, a kiedy już na Niego wsiadł - usiadłam za Nim. mknąc kolejnymi ulicami w efekcie dotarliśmy na miejsce. - cholera... żartujesz. - szepnęłam hamując łzy. - chciałbym żartować. - odparł biorąc mnie za rękę i ściskając ją mocno w swojej. chwilę później zaprowadził mnie do celu, a ja byłam pewna, że nigdy nie chciałam się tu znaleźć. Jego imię, nazwisko, data narodzin i śmierci. zachmurzone niebo rozdarł mój krzyk, i nie czułam nawet spadających kropel deszczu uderzających boleśnie o moje ciało. - chodź. - prosił, jednak już nie słuchałam. moje serce umarło.
|
|
 |
|
nigdy nie zapomnę powrotu tutaj, kiedy siedziałam w jednym z przedziałów pociągu wpatrując się w obiekty za oknem ze wspomnieniem tego, jak z kamienną twarzą podał mi mój bagaż na stacji, musnął swoimi wargami moje i ostatni raz przycisnął mnie do siebie. jak przytrzymując o kilka sekund dłużej, niż normalnie wyszeptał mi do ucha krótkie 'do zobaczenia, obiecaj', a mi zwyczajnie gula w gardle odjęła mowę. jak przez łzy skinęłam jedynie głową i dopiero wchodząc do środka dobyłam do okna po czym odnajdując Go w tłumie wypowiedziałam to bezgłośne 'obiecuję'. jak rozdzierałam się od środka uzależniona od arytmii Jego serca, wypuszczając na policzki kolejne łzy.
|
|
|
|