 |
Masz bardzo pojemne serce, chłopcze.
|
|
 |
nie ma nic piękniejszego niż moment kiedy w życiu pierdoli Ci się dosłownie wszystko, a Ty masz tą jedyną osobę na której możesz polegać. tą do której dzwonisz w środku nocy, a ona boso przybiega pod Twój blok bo z rozpędu zapomina o butach. przytula Cię. niby prymitywny gest, a potrafi zdziałać tak nie zwykle wiele. osoba, która potrafi doprowadzić Cię do ataku śmiechu chociaż od samego rana masz ochotę wybuchnąć spazmatycznym płaczem. ta, dzięki której przez chwilę zapominasz o bagnie w którym toniesz i zaczynasz się łudzić, że ten cały burdel ma jakikolwiek sens.
|
|
 |
- nienawidzę jak płaczesz kochanie. - powiedział z troską w głosie. - cudownie wyglądasz z nosem upapranym w tuszu, posklejanymi od łez rzęsami, ale mimo wszystko. patrzyła na niego swoimi orzechowymi tęczówkami, wypełniającymi się na nowo łzami. - jesteś piękna kochanie. nawet taka niewinna, rozhisteryzowana, roztrzęsiona. wtuliła się w niego. - jednak jeszcze piękniejszy jest fakt, że mogę wytrzeć te łzy swoim osobistym rękawem, maleńka.
|
|
 |
pukać to Ty sobie tym ptaszkiem w drzwi możesz, kochanie.
|
|
 |
i choćby ta dziwka zwana sercem miała przestać w odsieczy pompować mi krew i tak Cię stamtąd wydrapię. chociażby łyżeczką od herbaty.
|
|
 |
los czasami traktuje mnie w taki sposób jakbym co najmniej wykonała na nim brutalny gwałt w afekcie za przeszłość.
|
|
 |
nie znoszę momentu kiedy ode mnie wychodzisz zaraz po tym jak wieszam Ci się na szyi nie mogąc pożegnać się z Twoim oddechem na mojej twarzy. jak mantrę powtarzałam, żebyś został chociaż doskonale wiem, że to znikome bo i tak musisz iść. zostaję sama. siadam na łóżku na którym jeszcze chwilę wcześniej wyznawałeś mi dozgonną miłość. nienawidzę tej pustki, irracjonalnej tęsknoty za Tobą chociaż jeszcze nie zdążyłeś wyjść z mojej klatki. zostaję sam na sam z Twoim zapachem na mojej pościeli, na mojej skórze. skrupulatnie wąchając poduszkę odliczam sekundy do naszego kolejnego spotkania.
|
|
 |
Brutalnie podcięła sobie żyły i patrzyła jak brunatna krew powoli sączy się z rany. Uwielbiała to. Zazwyczaj potem brała igłę i czerwoną nitkę, i na żywca zaszywała sobie rozcięcia. Nie zwracała uwagi na ból, bo sprawiało jej to przyjemność. Była masochistką. Zadawała sobie ból, żeby na chwilę zapomnieć. O Tobie. Okaleczała całą siebie, by wymazać z pamięci nawet najmniejsze wspomnienie związane z Tobą. Wiele ran na zewnątrz, a jeszcze więcej w środku. Taki był bilans jej miłości do Ciebie. Zbyt tragiczny, zbyt bolesny. Miłość miała ją uratować od smutku, a tymczasem zabijała ją i chamsko niszczyła.
|
|
 |
Czy istnieje lekarz, który potrafi zszyć pęknięte na kawałki serce, potrafi powstrzymać krwawienie i ból, jaki wywołuje pękniecie, czy byłby w stanie wymazać mi z mózgu wszystkie wspomnienia związane z Tobą, czy mógłby znaleźć mi Twoją kopię, żebym mogła znów na nowo zapełnić serce?
|
|
 |
'gdzie Ty byłaś dziewczyno całe moje życie?' powiedziałeś mi, kiedy mnie pierwszy raz zobaczyłeś. 'słuchaj chłopie, na takie tanie teksty to możesz zarywać puste lale, ale nie mnie, a jak już pytasz, to próbowałam ochronić serce, żeby nie wjebał się tam taki skurwiel, który później by mi to serce rozjebał doszczętnie, i znów bym musiała je sklejać, wiesz kurwa jakie to pracochłonne?' odpowiedziałam i wiesz, miałam wyjebane na Ciebie skarbie.
|
|
|
|