 |
widzisz jak wszystko sie zmienia? zmieniaja sie pory roku, począwszy od pieknych narodzin roślin, konczac na ich smierci, zmieniaja sie godziny - wstajesz wczesnym rankiem, a zdaje sie, ze mija kilka minut, a juz pora spać, zmieniaja sie równiez ludzie, przykladowo spojrzmy na mnie i na ciebie - przedtem zakochani w sobie kochankowie, nie widzacy swiata poza soba, teraz? nieznajomi sobie ludzie, spotykajacy sie 'niby przypadkiem' // doyouthinkyouknowme
|
|
 |
dlaczego nie ma operacji, ktora by usuwała niepotrzebna milość z serc pacjentów ? / doyouthinkyouknowme
|
|
 |
a jeśli bym zachorowała, to byś czuwał przy moim łożku obserwując linie zycia ? / doyouthinkyouknowme
|
|
 |
czasem jeszcze mysle o nas, zadajac sobie pytanie, czy bede miala jeszcze szanse by cie przytulic i poczuć to dobro, ktore czuje, kiedy jest przy mnie. Pytam siebie również, czy jeszcze o mnie myslisz, i spedzasz kazda wolna chwile na mysleniu o tym co robie, jak sie czuje.. za kazdym razem odpowiada mi to samo, wredna, przenikliwa, boląca pustka / doyouthinkyouknowme
|
|
 |
a te wszystkie porażki, to tylko rozgrzewka? / doyouthinkyouknowme
|
|
 |
dopiero styczen, a mam wrazenie ze ten rok trwa wieczność / doyouthinkyouknowme
|
|
 |
nawet nie wiesz, ile dałabym za jedną, spokojną noc / doyouthinkyouknowme
|
|
 |
a kiedy juz po prostu nie wytrzymuje, pozwalam by leciały łzy / doyouthinkyouknowme
|
|
 |
wiesz, nauczylam sie nawet bezgłośnie plakać / doyouthinkyouknowme
|
|
 |
|
Jesteśmy chorzy; jemy nieregularnie, śpimy, pieprzymy się, wychodzimy, ćpamy, następnego dnia jemy inne jedzenie, śpimy gdzie indziej lepiej lub gorzej, pieprzymy się z inną osobą, wychodzimy byle gdzie, ćpamy co innego, codziennie robimy to samo, tylko szczegóły się zmieniają, wyznaczamy sobie jakieś cele, chociaż nigdy ich nie zrealizujemy, wypruwamy sobie żyły żeby czuć się dobrze, boimy się nieznanego, ciągle na coś czekamy, bo inaczej już dawno połknęliśmy za dużo tabletek, już dawno by nas nie było, ale my rozrywamy się, szukamy miłości w paskudnych miejscach, wydaje nam się, że ją znaleźliśmy i znowu spadamy w dół i umieramy powoli napchani prochami i antydeprechami, ze sztucznym uśmiechem na ustach, w chujowych miejscach, patrząc się w sufit zamiast w oczy kogoś, kogo kochamy.
|
|
 |
nie jest wcale lepiej. po prostu więcej się uśmiecham. ukrywam skrajne emocje w zakamarkach duszy by obudzić je wieczorem. jak wcześniej siadam na parapecie i rozkoszuję się ciszą. tutaj nie muszę zakładać maski. odpalam papierosa i dzwonię do niego, by opowiedzieć jak minął mi dzisiejszy dzień. wysłuchuje mnie i odwzajemnia się tym samym, a ja łapczywie połykam każde słowo wypływające z ukochanych ust. wiem, że nie potrafię mu obiecać dużo - tylko wieczorne rozmowy telefoniczne i sporadyczne spotkania przesycone czułością. z biegiem czasu zrozumiałam prawdziwą miłość. uczucia wymagają poświęceń. czasami bywa tak, że nie możemy być z osobą, którą tak naprawdę kochamy. czasami należy przystopować. dopiero niedawno nauczyłam się akceptacji. chociaż zaciskam pięści, gdy mówi o kolejnej zjaranej fifce, wypitym kieliszku i zaliczonej lasce nie mogę powiedzieć - stop. sama pobłądziłam, nie będę go pouczać. wystarczą mi dwa magiczne słowa na koniec rozmowy bym przeżyła następny dzień.
|
|
 |
znowu leżę na znajomej, wychudzonej klatce piersiowej. wiem, że intensywnie wpatrujesz się we mnie swoimi czekoladowymi tęczówkami. czekasz na moją reakcję, ale ja milczę, a łzy mimowolnie spływają po moich policzkach. delikatnie je ocierasz i kołyszesz w ramionach. marzę by ta chwila trwała wiecznie. ile razy musieliśmy się skrzywdzić, by zrozumieć kim dla siebie jesteśmy? jak bardzo musiało się poplątać, byśmy doszli do wniosku, że kochamy się bez opamiętania, nieistotne z kim jesteśmy i gdzie będziemy? no kurwa ile?
|
|
|
|