 |
głęboki oddech, stajesz na krawędzi, nie znam chyba, boże, pewniejszej drogi do śmierci.
|
|
 |
jestem hukiem eksplozji i rażącym światłem błysku, ty chłystku jestem zaprzeczeniem pacyfizmu.
|
|
 |
i dzień za dniem tutaj mija się z sensem, zabierz mnie stąd "dokąd?" - "obojętnie".
|
|
 |
zrób wszystko, żeby jutro było dużo lepsze niż dziś, lepsze niż ty, w końcu to wiele lepsze niż nic.
|
|
 |
wczoraj, zapomnij lub zapamiętaj, dzisiaj żyj, jutro może nie istnieć jeśli wszystko skończy się dziś.
|
|
 |
ja pierdole, czemu mi to robisz, kiedy kocham cię ? przez ciebie będę pić, alkohol wykończy mnie.
|
|
 |
ty musisz dać mi szansę, musisz zabrać mnie stąd albo to skończę na zawsze, zamknę się i podpalę lont.
|
|
 |
tylko o jedno ciebie proszę, powiedz raz ale szczerze. kiedy, kiedy mnie stąd zabierzesz?
|
|
 |
i popatrz to anioł z diabłem mówią mi co lepsze, tylko szkoda, że to zawsze diabeł głośniej szepcze.
|
|
 |
to jest jedna z przepowiedni zaszyfrowanych w runach, to ostatnia chwila świata, który właśnie umarł.
|
|
 |
suma wszystkich strachów, upadła ludzka duma, masowa histeria rozprzestrzenia się jak dżuma.
|
|
 |
to nasze małe święto, czarny karnawał, produkcje, które chwytają za serce jak zawał.
|
|
|
|