 |
gdy miłość miała smak oranżady.
|
|
 |
każdy indywidualnie zamienia zwykły dzień w zupełnie niepowtarzalny.
|
|
 |
te pamiętne wakacje, kiedy jeszcze byłam twoja.
|
|
 |
nienawidzę spotykać, tak uroczych, delikatnych, ślicznych stworzonek na swojej drodze!
|
|
 |
posłał mi, ciepłe, ociekające uśmiechem spojrzenie. na pamięć znałam, doskonałe rysy, jego twarzy, ciemną karnację, zdumiewające, czekoladowe oczy, schowane, pod wachlarzem rzęs, których pozazdrościłaby mu każda dziewczyna, śmieszny nosek i pełne wargi. rozchyliłam lekko wargi i przyglądałam się mu, w milczeniu. nie zauważyłam, hałasów dobiegających z kuchnii, mego małego mieszkanka, ani koleżanki, ciągnącej, moje, długie, brązowe loki. zamarzyłam się, na dobrą godzinę, wywołując przy tym chichot, większości koleżanek.
|
|
 |
jedna para, czekoladowych patrzałek, która zmieniła wszystko. niemożliwe? a jednak.
|
|
 |
ta historia, nie była jak z bajki - on, młody Bóg, wyglądający jak syn Iglesiasa, ja - mała, zakompleksiona, szara myszka. przytulaliśmy się za często, zabijał mnie, swymi uśmiechniętymi, czekoladowymi oczętami. pisaliśmy godzinami, słuchaliśmy reggae, nazywał mnie nawet - dancehall queen. paliliśmy marihuanę, piliśmy kolorowe drinki. nie przeklinaliśmy. nazywałam go braciszkiem, on mnie siostrzyczką. dziś nie wyobrażam sobie, życia bez niego. ale muszę. już niedługo będziemy oddzielnie, ja tam, a on daleko, bardzo daleko.
|
|
 |
kochałam wrażliwość, która kryła się, w 180-centymetrowym ciele, mego kochanka. nie mogłam powtrzymać, walącego, wariackiego serca. mimo tego, iż byłam zajęta, pragnęłam całować go, namiętnie, ale zarazem delikatnie i zasypiać, obejmowana, chudymi rękoma. przeżywałam, pewien rodzaj, mocnego zauroczenia, umocniało się ono, z dnia na dzień, z sekundy na sekundę. chorowałam, bez czekoladowych patrzałek i powiększonych źrenic, mego adoratora. bo właściwie, on, podły drań, bez serca, czuł podobnie. też tęsknił.
|
|
 |
zapaliliśmy waniliowego papierosa i wypiliśmy po drinku. nieświadomie musnęłam dłoń, mojego towarzysza, tak delikatną, miękką. on, chyba w gwiazdkowym prezencie, złapał mnie za nią. spojrzałam w czekoladowe tęczówki, faceta, który, zupełnie nieświadomie, wywoływał palpitacje, mego serca. 'oddaj mi te cudowne oczy!' - poprosiłam, setny raz tego dnia. - 'z chęcią, ale jak.' - odrzekł. - 'maaaam! telepatycznie!' - ' łap' - 'dziękuję, mam.' mimo końca, magicznej wymiany, nie przestaliśmy wpatrywać się w siebie, jak wariaci.
|
|
 |
coś niesamowitego, ustawiłam sobie na opisie tekst który wypowiedział do mnie tata (jagoda skakać nie może bo ma duże cycki i jej wyskoczą.. - i usłyszeć ten tekst od własnego ojca - bezcenne :D) po chwili napisałeś: hm, może coś w tym jest ha ;d pozdrów tatę.. to było coś pięknego nagle odezwałeś się ni z tą ni zowąd po 6 miesiącach, moje uczucia co do Ciebie pozostały odnowione, dziękuję że jesteś,, ; * / jagodzia
|
|
|
|