 |
oczekujesz ode mnie dojrzałości? oczekujesz, że będę zachowywać się jak dorosła a moje decyzje będą przemyślane i racjonalne? wybacz, nie chcę dorastać, nie chcę, by ta bańka, która teraz mnie osłania, nagle pękła. boję się świata, boję się jak bardzo może mnie jeszcze zranić każda minuta życia tutaj. boję się samotności, wiesz? choć nie biegam już z lizakiem w ręce, dżinsowych ogrodniczkach i dwoma kitkami na głowie, to nadal drzemie we mnie dziecko, mała dziewczynka z wielkimi planami. po co mi dowód? po co mi ta świadomość, że odpowiadam teraz za każdy mój czyn? chcę nadal żyć w świecie iluzji, w świecie wyobrażeń, w świecie pozorów. pozwól mi na to.
|
|
 |
uśmiech. trzęsące się ręce. rozmazana szminka. zostawiająca czarne smugi maskara. poplątane włosy i ślady nacięć na nadgarstkach. któż to? nigdy jej tutaj nie widziałam, pierwszy raz spotykam się z oczami tak przeraźliwie wypełnionymi smutkiem. chcę podać jej rękę, przywitać się, ale ona robi dokładnie to samo, w tym samym momencie i dociera do mnie straszliwa prawda. ta zniszczona dziewczyna, to ja, to moje lustrzane odbicie. coś Ty ze sobą najlepszego zrobiła? wyglądasz strasznie, wyglądasz okropnie, wyglądasz na martwą. no już, chodź, daj rękę. pójdziemy we dwie, ja i Ty, jak dwie przyjaciółki, które spotkały się po latach. opowiesz mi mi wszystko, a ja będę Ci wiernie towarzyszyć, przez te ścieżki, które wypełnione bólem i cierpieniem codziennie przemierzałaś. tylko oddychaj, nie zatrzymuj się. pomogę Ci wyjść z tego emocjonalnego labiryntu, a potem znowu staniemy się jednością. zdrową, szczęśliwą, całkowitą.
|
|
 |
niewidzialna nić, która trzymała mnie usilnie przy Tobie, wreszcie została przerwana. uwolniłam się, wyszłam z Twojego cienia, wzięłam pierwszy, swobodny oddech. i wiesz? serce nie przestało bić, nie poczułam miażdżącej klatkę piersiową tęsknoty, nie uroniłam choćby jednej łzy. nadal żyję, nadal się uśmiecham, nadal mam powody, by codziennie otworzyć oczy. wiesz dlaczego? bo znalazłam kogoś, kto zaoferował mi o wiele więcej. kogoś kto dał mi miłość, kogoś kto zapewnił poczucie bezpieczeństwa, kogoś, kto nauczył moje serce nowej melodii. nie ma już miejsca dla Ciebie w moim życiu, skończyłam z Tobą. ruszaj dalej, przecież tak perfekcyjnie umiesz zabawiać się damskimi uczuciami.
|
|
 |
Niektórych uczuć nie chce się opisywać, bo przez ujmowanie je w słowa tracą na wartości. Nie da się miłości opisać tak,aby ktoś inny poczuł jej ciepło, jaką wartość ma wtedy dla nas uśmiech drugiego człowieka, co czujemy gdy nas obejmuje,całuje. Jak również to co Cie rozpierdala staje się nic niewarte kiedy o tum mówimy, rozpierdala Cie od środka a w uszach innych jest to tylko drobnostka, która " z biegiem czasu się ułoży" a Tobie tak naprawde nie starcza powietrza żeby to wszystko przejść|rastaa.zioom
|
|
 |
mam Cię przeprosić, za to, że jestem sobą? mam szanować Twoją osobę i darzyć respektem, gdy Ty przy każdej możliwej okazji obrzucasz mnie obelgami i przypominasz jak malutką osobą jestem w Twoich oczach? mam mówić jak bardzo Cię kocham i jak wiele dla mnie zrobiłeś, gdy to Ty byłeś najczęstszym powodem płaczu i strachu przed kolejnym uderzeniem? mam liczyć się z Twoim zdaniem i wierzyć w złożoną obietnicę, gdy tak wiele razy mnie zawiodłeś, tak wiele razy nawaliłeś? mam szukać oparcia w Twoich ramionach i prosić o pomocną dłoń, gdy będę upadać, kiedy to właśnie te ręce zadawały tyle bólu kolejnymi uderzeniami? mam nazywać Cię tatą, choć w żaden sposób nie zasłużyłeś sobie na to miano? wybacz, ale nie będę dłużej Twoją niewolnicą, nie pozwolę, byś znowu wpędził w wyrzuty sumienia. nie ma Cię w moim życiu, zaakceptuj to.. tatusiu.
|
|
 |
nie jestem ani ładna, ani szczupła. nie mam wyjątkowych talentów, nie wyróżniam się charakterem. mam zbyt mocno zadarty nos, zbyt małe usta, zbyt duże uda i zniszczone włosy. mój śmiech brzmi, jakbym się dusiła, palę nałogowo i przeklinam. mam tylko osiemnaście lat, a czuje się jak staruszka. zbyt często się kłócę, zbyt często denerwuję. jestem uparta, niecierpliwa i wredna. żyję marzeniami, choć mam świadomość, że większość z nich nigdy się nie urzeczywistni. mam słabość do butów, praktycznie jak każda kobieta. codziennie narzekam, że jestem gruba, że nic mi się nie chce, że znowu jestem głodna. często bywam zazdrosna, często się obrażam i często używam pięści. a Ty? mimo wszystko nadal jesteś obok, nadal mówisz, że Ci zależy. dziękuję.
|
|
 |
maleńka, życie to nie bajka, to nie kolorowy film, w którym wszystko kończy się słodki happy endem. życie to dżungla, a każdy z nas jest drapieżnikiem. uczymy się jak się bronić, jak walczyć o swoje, jak zabijać z premedytacją i jak ranić najboleśniej. tutaj każdy z nas toczy bitwę o przetrwanie, nie ma miejsca dla słabeuszy, dla ofiary losu. niektórzy nie wytrzymują, popełniają samobójstwa, odbierają sobie życie, bo myślą, że po drugiej stronie coś na nich czeka, że tam życie jest łatwiejsze, przypomina sielankę. szukamy sposobu by wytrwać każdy kolejny dzień, umacniamy się przy każdym upadku i uczymy na błędach, które non stop popełniamy. staramy się łapać każdy dzień, wykorzystywać go maksymalnie. boimy się żyć, bo nie wiemy co przyniesie każda kolejna minuta. jesteśmy zdani na siebie, i to nas przeraża. bo przecież to w naszych dłoniach leży nasz los, od nas wszystko zależy.
|
|
 |
zajęta kłótnią z kumplem nie zwracałam uwagi na nic co dzieje się dookoła mnie. wymachiwałam rękoma, krzyczałam głośno, by po chwili wybuchnąć pijackim śmiechem, rzucałam się na niego z pięściami. dobrze się bawiłam, tak po prostu. w pewnej chwili poczułam jak ktoś obejmuje mnie w pasie, jak czyjeś dłonie zatrzymują się na moim brzuchu i unoszą ciało do góry. pisnęłam zaskoczona, ale dobrze wiedziałam kto to. ten zapach, dotyk, ciepło. był nie do podrobienia. poczułam silne dreszcze, które w sekundę przeszyły ciało i wyrywając się z jego uścisku, zwróciłam ku niemu twarz. stał tak zwyczajnie, z uśmiechem na ustach, z tymi kurewskimi iskierkami w oczach, z rozczochranymi włosami, a ja toczyłam wewnętrzną walkę. musiałam pamiętać, że to wojna i każdy chwyt jest dozwolony.
|
|
 |
dzisiejszy dzień należał do nas. dzisiaj nie wypuszczałeś mnie z objęć, dzisiaj nie oddaliliśmy się od siebie choćby o milimetr, dzisiaj upajaliśmy się swoją obecnością, swoją bliskością. dzisiaj na nowo wypełniłeś moje serce nadzieją, dzisiaj byłeś powodem, dla którego się uśmiechałam, dla którego mój śmiech roznosił się ulicami. dzisiaj mówiłeś tak pięknie, dzisiaj zdenerwowałeś mnie sto razy w przeciągu minuty, dzisiaj skradałeś pocałunki, brałeś w ramiona i wznosiłeś wysoko, jakbym nie ważyła tych 57kg. dzisiaj byłeś cały mój, byłeś. tyle mi wystarczy. dziękuję.
|
|
 |
to pierwsza niedziela bez jego obok. to pierwsza niedziela, w której mój pokój milczy, nie słychać mojego śmiechu, gdy on natarczywie mnie gilgocze, nie słychać naszych sprzeczek o błahe powody, nie słychać jego cichego oddechu, gdy z zamkniętymi oczami drzemie na moich kolanach. nie widzę naszych splecionych dłoni, jego tęczówek, które wpatrują się we mnie uważnie. nie czuję tak uwielbianego zapachu perfum, ciepła, które dawały jego ramiona. nie ma go, a dom wydaje się pusty, choć przez cały dzień przewinęła się przez niego masa gości. a ja? chodzę od kąta do kąta, szukam miejsca, w którym mogłabym mniej tęsknić, w którym myśli na chwilę przestałyby kręcić się wokół jego osoby. czuję jak brakuje mi tlenu, jak oddycham coraz płycej, jak serce domaga się jego obecności. widzisz? przyzwyczaiło się. tego najbardziej się obawiałam.
|
|
 |
|
dziś jest tylko sentymentem. osobą, która będzie zawsze powodować szybsze bicie serca i rumieńce na policzkach, gdy powie do mnie jedno słowo. jest wspomnieniem miłości, która nie wyszła na światło dziennie i nie rozwinęła się. miłości, która została stłumiona zanim rozwinęła się. jest jedynie facetem, którego oczy dalej pociągają na tyle mocno, że hipnotyzują. ale jest wspomnieniem. i nie chce by stał się znów rzeczywistością. / winter_morning
|
|
 |
choć dwa lata nie siedziałam w siodle,nadal dobrze pamiętam tę radość,która pomału wypełnia każdą komórkę ciała.wystarczy tylko,że moje stopy przekroczą próg stajni,że usłyszę znajome rżenie i poczuję tak uwielbiany zapach słomy.wkraczam do nowego świata.świata,w którym uciekam od problemów,w którym jestem po prostu szczęśliwa,w którym mogę robić to,co kocham.głaszczę je delikatnie za uchem,całuję czule cieplutkie chrapy,wpatruję się w oczy,nadal nieufne,ale zaciekawione.widzę jak mnie słuchają,jak z minuty na minutę przyzwyczajają się do mojej obecności.to coś pięknego,siedzieć na grzbiecie tego nieokiełznanego zwierzęcia i ufać,że nie skrzywdzi,że razem stworzymy doskonały duet.rozwiane włosy,szeroki uśmiech i iskierki rozświetlające oczy.tak,wtedy jestem wysoko,wtedy dotykam bram szczęścia.czuję pracę jego mięśni,słyszę przyspieszony oddech,widzę jak daje się prowadzić,jak zaczyna współpracować.to coś nie do opisania,coś,co kocham,co stało się pasją,co wypełniło serce po brzegi.
|
|
|
|