 |
świat skurczył się do powierzchni łóżka. słuchawki z pięciometrowym kablem stały się dziwnie niebezpieczne, moja matka musiała wynieść je z pokoju. rozumiesz, prawda? mogłyby opleść szyje
|
|
 |
rozsypałem się jak puzzle, kto poskłada mnie co?
|
|
 |
jestem gdzieś, lecz nie szukaj mnie, bo nie chcę dalej żyć
|
|
 |
odwracam się i potykam. cholera, przecież nikt nie goni
|
|
 |
dzień za dniem coraz bardziej kończy się świat
|
|
 |
marzę o kimś, kto zmiesza się ze mną, rozcieńczy samotność
|
|
 |
ze mną można tylko w dali znikać cicho
|
|
 |
tylko wzrok jakiś głupi, pusty i wszędzie cie pełno, aż idzie sie wkurwić
|
|
 |
rzuciłem się wreszcie i spadłem sam w siebie gdzieś na sam dół gardła, by wyrzygać wreszcie słów słodkich słone morze
|
|
 |
przez całe życie uparcie milczysz a przed końcem będziesz krzyczał, chciałoby się zacząć jeszcze raz
|
|
 |
Nasze wspólne plany na przyszłość, przyszłość gdzie zawsze mieliśmy być obok Siebie. proszę pomyśl szczerze, czy wartro było to wszystko zniszczyć raz na pstryknięcie palca?
|
|
 |
Przez chwilę widzę Twoje oczy jak gwiazdy i to przemija, jestem sam jak każdy! #BISZ
|
|
|
|