|
wybaczę, jeśli dasz mi w twarz z konkretnego powodu. wybaczę, jeśli zabierzesz mi kapsla od tymbarka, lub wylejesz na mnie herbatę. wybaczę, jeśli potłuczesz mój ulubiony kubek, czy zjesz ostatni kawałek czekolady z nadzieniem malinowym. ale jednego nie zapomnę Ci nigdy - nie pozwolę odebrać sobie szczęścia na które pracowałam latami. o które walczyłam mimo bólu przeszywającego niekiedy kości, czy strużek krwi cieknących z nosa.
|
|
|
najbardziej boli gwałtowność tej sytuacji. brak czasu na przyswojenie tego, że niektóre aspekty zmieniły się radykalnie.
|
|
|
nie ma jak nastawiać się przez kilka dni, że tego dnia Go nie zobaczę, zwlekać się od niechcenia z łóżka, nie dostając nawet wiadomości o tym, iż plany się pozmieniały, a potem wyjść z klasy po pierwszej lekcji i zobaczyć Go. mogłabym to lubić, gdyby nadal wszystko było takie, jak wcześniej. a nie jest, niestety.
|
|
|
kiedy poprosił, żebym nie płakała i pod żadnym pozorem nie była smutna z Jego powodu odpowiedziałam krótkie 'jasne'. przeleżałam potem całą noc patrząc niemo w okno. pisał kilka razy, dopytywał się o moje samopoczucie. łzy skapywały na poduszkę. mimo wszystko odpisywałam Mu, że jest świetnie.
|
|
|
oj tam, tylko troszeczkę mi Cię brakuje. troszeczkę bardzo.
|
|
|
trzymał w dalszym ciągu moją twarz w swoich dłoniach wbijając delikatnie kciuki w moje policzki. deszcz maskował każdą z naszych łez. - nie odchodź, nie odchodź, nie odchodź... - powtarzałam nieustannie nie dając Mu dojść do głosu. trzymałam ręce na Jego torsie boleśnie wbijając w niego paznokcie. - muszę. - wydukał w końcu przełykając wszelkie płyny, które wpadały do Jego ust. zbliżył swoją twarz do mojej. - bardzo Cię zranię całując ten ostatni raz? - zapytał cicho, najciszej jak tylko potrafił. kręciłam głową wpatrując się w rysy Jego twarzy. dotknął swoimi ciepłymi wargami moich ust. to nie był pocałunek. to była trucizna, która mimowolnie zabiła moje serce.
|
|
|
jest suką. niewychowaną, pyskatą, arogancką, bezczelną ździrą, która odbija facetów innym laskom. tylko wiesz? kiedy w moich oczach stawały łzy, a serce łamało się w połowie - właśnie Ona przy mnie była. zwyczajnie siedziała obok słuchając moich żalów po czym podsumowała wszystko jednym stwierdzeniem - 'wiesz, że to chuj jest. jeśli umiesz to zapomnij, jeśli nie to, kurwa, walcz'. dała mi w odpowiednim momencie psychicznego kopa, dzięki czemu zwyczajnie nie poddałam się.
|
|
|
usunęłam rozmowy z Nim. koniec sentymentów.
|
|
|
niunia, obiecuję, że nie będę żałować dla Ciebie pięści.
|
|
|
nie wierzę, że zostaniesz.
|
|
|
wyrzuca z siebie kolejne pretensje o moje chore zachowanie, wybryki, drobne przewinięcia. wciągam do płuc buch za buchem napawając się bólem w Jego spojrzeniu. błądzę wzrokiem nie wiedząc na czym go zawiesić. poprawiam co chwila grzywkę dostającą się do oczu. zaczyna przepraszać, na co nawet nie reaguję. rzucam na ziemię niedopalonego papierosa i gaszę Go butem. odchodzę mówiąc, że ostrzegałam, iż w końcu będzie za późno. czas zmienił mnie w sukę.
|
|
|
ciekawe czy wie jak mnie niszczy, ile razy na dzień doprowadza mnie do chociażby minimalnego cierpienia. nie wybucham od razu płaczem, nie krzyczę, nie niszczę wszystkiego co trafi mi się pod ręką, a zwyczajnie kruszę się od środka. z każdym z Jego najdrobniejszych posunięć od mojego serca odpada jakaś niewielka cząstka. biorąc pod uwagę częstotliwość tego zjawiska - wkrótce zginę.
|
|
|
|