|
żeby pogmatwać tak pozornie prostą sprawę do tego stopnia trzeba być Nim, bezapelacyjnie.
|
|
|
proszę jedynie, żebyś był. nawet jeśli wiesz, że będę przez to cierpieć. zostań.
|
|
|
na prawdę myślisz, że jestem tą bezuczuciową, bezczelną szmatą, która ma szczerze wylane na ból innych? wierzysz wszelkim opiniom jakie krążą wokół mojej osoby, nie pytając nawet mnie jaka jest prawda? zarzucasz mi z góry czyny kierując się gdybaniami innych? uważasz, że wieczorami zwyczajnie kładę się pod kołdrę i zasypiam? że nie myślę? nie zastanawiam się jak trzyma się jedna z moich znajomych, którą dziś spotkały takie, a nie inne przeżycia, w dodatku niekoniecznie miłe? nie analizuję Ciebie, Twoich spojrzeń, uśmiechów, którymi karmisz mnie każdego dnia? zrozum, ja też czuję.
|
|
|
ciekawi mnie jedynie czy nie zastanowiłeś się nad moją nieobecnością, czy mierzyłeś korytarz wzrokiem szukając pośród setek osób właśnie mnie.
|
|
|
nie masz już zupełnie co ze sobą zrobić. pousuwałaś już zbędne pliki, posegregowałaś wszystkie idealnie w foldery, przejrzałaś wiadomości. odświeżasz notorycznie te same strony, odtwarzasz ten sam kawałek i mimo zmęczenia - nie schodzisz z komputera i nie kładziesz się spać. tylko dlatego bo na gadu przy Jego imieniu wciąż widnieje żółte słoneczko. a nuż, napisze.
|
|
|
wyjaśnij mi wszystko. przedstaw sytuację w jak najprostszy sposób. zero domysłów, zero złudzeń, zero gdybań. nie pozwól, żebym doprowadziła się do stanu, który na pozór będzie wydawać się teraz dobry, a w efekcie okaże się tym, który zniszczy wszelkie możliwe szanse i nadzieje. jeśli mogę Cię mieć, powiedz. nie będę mieć tak artystycznie wyjebanego na tą kwestię.
|
|
|
duma, upór, pewność siebie - to, co dzieli nas od samego początku.
|
|
|
film, kokosowa czekolada, ciepła kołderka, Ty - to moje marzenia na jutro.
|
|
|
pamiętam nasze poranki, kiedy ustawiałam sobie budzik ściszony na jedynkę, żeby tylko wstać przed Nim i zrobić pyszne kanapki z twarożkiem i marmoladą. w efekcie zawsze budziłam Go z pełną skruchy miną pytając najciszej jak tylko potrafiłam, gdzie ma plastry, bo przeżyłam dość ekscytujące chwile z nożem.
|
|
|
zaczął nerwowo ocierać jedną dłoń o drugą mierząc je spojrzeniem, aby tylko nie napotkać mojego wzroku. opierałam się o barierkę wyczekująco potupując. - wiesz, miałem tylko do Ciebie zagadać. zacząć flirtować. rozkochać Cię w sobie. kilka spotkań. zaliczyć, a potem olewać. taką miałem umowę, chory zakład. - uśmiechnęłam się szyderczo wsłuchując się w to, co mówił. - udało Ci się, więc co tu robisz? czemu nie bajerujesz kolejnej? - zagadnęłam. podniósł wzrok mierząc mnie niepewnie. - bo Cię poznałem. i każda rozmowa, każdy pocałunek, każde przytulenie, z jednej strony było wypełnieniem zakładu. z drugiej, płynęło z głębi serca. - zamilknął wstając. zatrzymałam Go pociągając delikatnie za rękaw bluzy. uśmiechnęłam się do przesady słodko. - zauroczyłem się, mała. ale nie licz na nic. znam się dość dobrze. jutro nie będę pamiętał jak cudownie całowałaś, jak niesamowite miałaś źrenice patrząc na mnie. szybko zapominam. niebywale szybko. - powiedział całując mnie w policzek i idąc, od tak.
|
|
|
bierz łopatę, taczki i betoniarkę. popracujemy trochę nad naszą miłością.
|
|
|
mam ochotę podejść do Niego i zwyczajnie wygarnąć wszystko, co od jakiegoś czasu we mnie siedzi. żal za to, że mimo swoich rzekomych wyrzutów sumienia, teraz nawet się nie odzywa, żadnej lichej wiadomości. że nasze niby-rozmowy w szkole ograniczają się do Jego 'zakładaj większe dekolty, dobrze?' na co totalnie zlewam. boli do cholery. jeszcze niedawno był tak maksymalnie blisko.
|
|
|
|