 |
Uśmiechaj się do swoich marzeń, możliwe, że któregoś dnia jedno z nich uśmiechnie się do Ciebie.
|
|
 |
Bądź. Bądź mi w ogóle. Bądź mi w całością. Światem. Kosmosem. Całym pieprzonym życiem.
|
|
 |
Bo przecież nie musi kochać Cię cały świat, czasem wystarczy nam tylko jedna osoba.
|
|
 |
Nie warto rezygnować z marzeń, tylko dlatego, że są one dalej niż na wyciągnięcie ręki. Należy postawić sobie krzesło, skrzynkę, drabinę i sięgnąć po nie, bo warto.
|
|
 |
Każdy z nas przeszedł coś, co go cholernie zmieniło.
|
|
 |
Trzeba pamiętać, kto był gdy nikogo nie było...
|
|
 |
Pozdrawiam wszystkich którzy obrabiają mi dupe za plecami. Strasznie mi z tego powodu wszystko jedno.
|
|
 |
Bo żyć godnie to nie znaczy nie upadać. Każdy robi błędy, ważne jak będziesz wstawać.
|
|
 |
Musimy po prostu zaakceptować to, że ludzie zostaną w naszych sercach, nawet jeśli nie będzie ich już w naszym życiu.
|
|
 |
Chcę powrócić do tych chwil kiedy moim największym szczęściem byłeś - Ty.
|
|
 |
[cz.1]przebudziwszy się jakiś czas temu, nie mogąc na nowo usnąć, przewracała się z boku na bok. obróciwszy się do do niego, opuszkami swoich palców przejechała po jego spierzchniętych ustach. obudził się. jeżdżąc po pościeli ręką, chcąc ją przytulić zauważył że leży w łóżku osamotniony. podniósł się, ujrzawszy ją siedzącą po turecku na podłodze. ten codzienny widok nie zdziwiłby go, gdyby nie fakt, że na palcu wskazującym trzymała pistolet, kręcąc nim jak zazwyczaj swoimi kruczo czarnymi włosami. odskoczył, opierając się o ścianę. przykrywszy kołdrą swoje nagie ciało, przerażony jak nigdy dotąd spytał co wyprawia. - widzisz kochanie... wydaje mi się, że w naszym związku, a raczej byłym związku brak urozmaiceń. dobrze bawiłeś się ostaniej nocy? - co to ma do rzeczy, co ty do cholery wyprawiasz? - próbował krzyknąć, jednak wydukał to z siebie drżącym głosem. - ja też się dobrze bawiłam ostatnimi nocami zalewając poduszki łzami jak tsunami ubogie kraje.
|
|
 |
[cz.2]- po co Ci ta broń, co Ty zamierzasz zrobić?! - zabić się. - odpowiedziała. w tym samym momencie nacisnęła spust, ledwno kończąc zdanie. nastała cisza. krew spływała jak jej łzy po policzkach przez ostatnie dni, noce, ranki, popołudnia i wieczory. leżał. martwy. ona nienagannie się podnosząc, czując się jak najsprytniejsza oszustka stulecia, kucnęła na łóżku tuż koło jego ciała. nienagannie splunęła mu w jego zakrwawiomą twarz.
- zabrałeś mi siebie kochany. nie pozwolę Ci być eoistą. skoro ja nie mogę Cię mieć to Ty również.
|
|
|
|