|
Nie widziałam Cię już od miesiąca. I nic. Jestem może bledsza, trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca. Lecz widać można żyć bez powietrza.
|
|
|
Nie umiemy żyć ze sobą, nie możemy żyć bez siebie,
Dobrze nam bywa bez siebie, ale ze sobą jak w niebie.
|
|
|
Lepiej dziś nie podchodź do mnie, nie jestem w nastroju, wykrzyczę ci prosto w mordę zostaw mnie w spokoju. Wychodzę się przejść, właśnie dopaliłem skręta. Czuje się jak na safari, wszędzie jebane zwierzęta..
|
|
|
Jak jest ci zbyt gorąco, poczekamy na zimę. Dam tyle... na ile... Ciebie stać dla mnie. Jak nie dasz mi szacunku, to cię puszczę kantem. Wiesz, że cię pragnę, ale... Co będzie potem? Nawet się nie przedstawiłam, ty już rozbierasz mnie wzrokiem.
|
|
|
Nie ma uczuć tu, bo nie ma na nie czasu. Nie masz znowu tchu, oczy zimne jak z głazu..
|
|
|
One, two, three. One, two, three - drink ..
|
|
|
Kolejny monotonny wieczór. Stos zniszczonych kartek pergaminu oświetlających przez pobladłe światło jarzeniówki pokrywa moje biurko. Spierzchnięta warga drży nierównomiernie wypuszczając powietrze z ust. Oczy zlane już strumieniem łez konają błagając o sen, a ja nadal kartkuje dawne wpisy z pamiętnika. Pojawia się w nich słowo - imię, Twoje imię. Mimowolnie poruszam wolną dłonią wylewając na kartki mokre od łez plamę czerwonego wina. Besztam siebie. Przeklinam samą siebie w duchu jak mogłam być taka naiwna. Tak głupia, tak łatwowierna. Jak tak mogę? W końcu to Ciebie powinnam jebać do białego świtu za tak perfekcyjne spierdolenie mi życia. Jednak nie, nie potrafię. Blokujesz mnie. Choć Cię tu nie ma niszczysz mnie.Zabierasz mi nadzieję na lepsze jutro. / slonbogiem
|
|
|
Zatruwasz mi powietrze. Dławię się nim. Umieram. / slonbogiem
|
|
|
Idealizujesz mnie, niczym Werter, choć w głębi duszy wiesz jaka ze mnie zimna suka. Kochasz mnie miłością romantyczną, choć dobrze wiesz, że nieodwzajemnioną. / slonbogiem
|
|
|
|