 |
Przekroczył granice, które równały się ze śmiercią. / nieracjonalnie
|
|
 |
każdego dnia na nowo karmimy się kłamstwami, trwając w nich bez jakichkolwiek przeszkód, bo tak jest łatwiej? łatwiej oszukiwać samych siebie? wciąż na co dzień zabijać podświadomość, po to by pozornie wyjść na prostą? marne realia. zatruwasz własne życie, by żyć. ciągniesz za sobą stertę odmiennych pytań, tych pozostawionych gdzieś w tle tego życia, tych, na które odpowiedzi od zawsze były Ci obce. kolejne parę niezrozumiałych schematów, niezałatwionych spraw z przeszłości, łapiesz oddech, siadasz, kończysz temat. / endoftime.
|
|
 |
nawet nie potrafię Cię znienawidzić, nie potrafię być obojętna, twarda jak kamień. nie potrafię przejść obok i nie mieć nawet jednej myśli w głowie o Tobie. / nieracjonalnie
|
|
 |
Tak bardzo jest mi Jego brak, nie potrafię wyrazić tego słowami, nie opiszą tego żadne słowa, nie ukarzą żadne zachowania, gesty. Czuję jak gasnę... / nieracjonalnie
|
|
 |
brakuje Jego dłoni - tak zawsze pomocnych i silnych. / nieracjonalnie
|
|
 |
w miejscu, gdzie słońce na co dzień zanika za horyzont, gdzie niebo graniczy z ziemią, a chmury stykają się z trawą, tam ja, i Ty, to prawdziwie wspólne my, przywracając dawny impet, wciąż na nowo, zyskuje sens. / endoftime.
|
|
 |
Może to zabrzmi kurewsko źle, ale potrzebuję Jego ust. / nieracjonalnie
|
|
 |
Uśmiechnął się, ale to nie był ten sam uśmiech, nie tak bardzo szczery jak wcześniej, nie wyrażał miłości, a kiedyś przecież było inaczej. / nieracjonalnie
|
|
 |
Przez chwilę udało mi się patrzeć w Jego oczy, źrenice miał powiększone, jak wtedy, przy pierwszym upragnionym spotkaniu. / nieracjonalnie
|
|
 |
wyrównany schemat, gdy każda z jego wad dla serca jest znikomym szczegółem, małą i zarazem nieistotną przeszkodą, w idealizowaniu go na każdym, kolejnym kroku, czymś nieważnym, na co dzień ogólnie pomijanym. / endoftime.
|
|
|
|