No … Proszę sobie wyobrazić: marzec albo kwiecień. Hm ... raczej marzec. Wieczór. Spotykam J.P - jest pijany jak świnia. A ja jestem trzeźwy - jak świnia. Idziemy na kawę. On - między morzem wódki, a powrotem do domu. Ja - pomiędzy kłótnią z jedną kobietą, a rozmową z drugą, która być może także przerodzi się w kłótnię. Siedzimy więc w knajpie, choćbym się nawet bardzo skupił, nie pamiętam w jakiej. I nagle on, wskazując mi jakieś dwie siedzące przy sąsiednim stoliku, proponuje byśmy się do tych dwóch przysiedli. A JA MÓWIĘ. Daj mi spokój, ja nie mam ochoty, ja proszę pana to pierdolę, dziś jestem w nastroju nieprzysiadalnym.
|