 |
Późną nocą siedzę przy parapecie, księżyc wysoko, słuchawki, a przez odtwarzacz przebija się kolejny kawałek. Spoglądając tak w niebo, uważnie wsłuchuję się w tekst, i chyba naprawdę tęsknię. Gwiazdy irracjonalnie układają swój bieg na podobiznę Twojego uśmiechu. Jest coraz cieplej. Wiem, że tu jesteś, że jesteś tu sercem. Czuję Cię, z każdą minutą coraz bardziej, z każdą chwilą coraz mocniej. Chcę. Chcę, żebyś tu był, żebyś był ze mną, zawsze, gdy tego potrzebuję, a tylko Ty wiesz kiedy, bo wszystko to, czego mi potrzeba, to tylko i wyłącznie Ty. / Endoftime.
|
|
 |
''miłość" , wczoraj jak zwykle przeszła obok mnie obojętnie *.*
|
|
 |
na następny dzień zwyczajnie wstaniesz, jak gdyby nigdy nic. i będziesz zapominać. równie łatwo jak o chodzeniu czy oddychaniu. i pójdziesz do kuchni. wyciągniesz z szafki filiżankę, z której jeszcze wczoraj pił u Ciebie herbatę. i zrobisz sobie kawę. tą, jego ulubioną od której zaczynaliście każdy z poranków. filiżankę postaw na blacie, na którym jeszcze wczorajszego wieczoru się kochaliście. a później siądź przy stole i krojąc bułkę zastanawiaj się czy noża nie przeznaczyć do innych celów. miłego zapominania.
|
|
 |
[cz.1]przebudziwszy się jakiś czas temu, nie mogąc na nowo usnąć, przewracała się z boku na bok. obróciwszy się do do niego, opuszkami swoich palców przejechała po jego spierzchniętych ustach. obudził się. jeżdżąc po pościeli ręką, chcąc ją przytulić zauważył że leży w łóżku osamotniony. podniósł się, ujrzawszy ją siedzącą po turecku na podłodze. ten codzienny widok nie zdziwiłby go, gdyby nie fakt, że na palcu wskazującym trzymała pistolet, kręcąc nim jak zazwyczaj swoimi kruczo czarnymi włosami. odskoczył, opierając się o ścianę. przykrywszy kołdrą swoje nagie ciało, przerażony jak nigdy dotąd spytał co wyprawia. - widzisz kochanie... wydaje mi się, że w naszym związku, a raczej byłym związku brak urozmaiceń. dobrze bawiłeś się ostaniej nocy? - co to ma do rzeczy, co ty do cholery wyprawiasz? - próbował krzyknąć, jednak wydukał to z siebie drżącym głosem. - ja też się dobrze bawiłam ostatnimi nocami zalewając poduszki łzami jak tsunami ubogie kraje.
|
|
 |
[cz.2]- po co Ci ta broń, co Ty zamierzasz zrobić?! - zabić się. - odpowiedziała. w tym samym momencie nacisnęła spust, ledwno kończąc zdanie. nastała cisza. krew spływała jak jej łzy po policzkach przez ostatnie dni, noce, ranki, popołudnia i wieczory. leżał. martwy. ona nienagannie się podnosząc, czując się jak najsprytniejsza oszustka stulecia, kucnęła na łóżku tuż koło jego ciała. nienagannie splunęła mu w jego zakrwawiomą twarz.
- zabrałeś mi siebie kochany. nie pozwolę Ci być eoistą. skoro ja nie mogę Cię mieć to Ty również.
|
|
 |
wydawało mi się, że moje największe wyzwanie w życiu było tym które mi postawiłeś, kiedy musiałam cię zwyczajnie zdobyć, żeby cię zwyczajnie mieć. jednak byłam omylna bo moim największym życiowym wyzwaniem, również postawionym przez ciebie było to, kiedy kazałeś mi być zwyczajnie szczęśliwą. zwyczajnie bez twojej obecności.
|
|
 |
[cz.1]ze stoickim pokojem weszła do budki telefonicznej. z taką samą równowagą przeładowała magazynek, wykręcając numer do niego. jak oszalała frustratka poinformowała go gdzie się znajduję, nie prosząc, swoim oszalałym tonem - rozkazując mu się pojawić w tym miejscu. zdezorientowany i przerażony, nie jej zachowaniem, nie telefonem, samą nią jak najszybciej mógł chciał zjawić się dokładnie w tej samej budce. kiedy znalazł się po drugiej ulicy tuż naprzeciwko niej, ona nadal w niej stała. ujrzawszy go, podniosła broń i przyłożyła ją do skroni przyciskając na tyle mocno, że aż jęknęła z bólu. podbiegł do budki. jednak ona trzymała drzwi od wewnątrz. - otwieraj! - krzyczał zdesperowany, uderzając w szklaną szybę która dzieliła ich jak dotąd jego nieokreślone, niezdecydowane uczucia. destrukcyjnie się wykręcając pocałowała szybę i bezwstydnie puściła mu oczko ze wzrokiem zepsutej wariatki. zniesmaczony, przestał podejmowania próby otwarcia drzwi uznając ją za oszalałą.
|
|
 |
[cz.2]oparła się o telefon. odsunął się, a wtedy ona wymierzyła broń w sam środek swojej głowy. strzeliła. krew roztrysła się po każdej z czterech szyb budki, a ona usunęła się na jednej z nich. upadł. klęcząc przejechał dłonią po jednej z czerwonych ścian po której krew spływała w zwolnionym tempie, o zabarwieniu identycznym jak jej ulubione czerwone wino.
|
|
 |
nie pierwszy raz zamykam się w sobie jak krwioobieg
podczas gdy okoliczności nie są zbyt dogodne
czasem nie mam porozmawiać z kim dosłownie
od za wielu osób się odwróciłem
ktokolwiek mnie znał to z czasem opuścił
moi znajomi są mi obojętni, bo raczej są puści
często wraca do mnie przeszłość w przebłyskach
bo kiedy nie znam jutra to chcę ją odzyskać
za wszelka cenę, szukam na dnie jej
nie czuję życia mimo faktu, że oddycham tlenem
sekundy uciekają gdzieś razem z wiatrem
jak dalej tak pójdzie to popadnę w alienację
czas przelewa sie przez palce leniwie
wiesz i nawet jak chce to nie zacznę gdzie indziej
przerywa mi nocny stając na przystanku
chuj przejdę się, bo odpierdalam od tych blantów
// W.E.N.A !
|
|
 |
Bywa tak, że kochamy zbyt mocno, że to co czujemy, zamiast uskrzydlać, zwyczajnie nas uśmierca. Pusta otchłań. Tkwimy w czymś, nie będąc do końca pewnym niczego. Poranki stają się szare i monotonne, a noce tak bolesne, jak nigdy wcześniej. Marne szczegóły, szczęście zbite na milion kawałków, pozorne marzenia przestają napędzać bieg, nagle jakby upadasz. Spadasz wciąż w dół, nie potrafisz już inaczej, nie potrafisz zrobić już nic, bo bez choćby jednego sensu dla serca, granice końca stają się coraz bliższe. / Endoftime.
|
|
 |
W sercu czujesz o jeden sens więcej. Czujesz, jakby coś nagle uskrzydlało każdą chwilę nadając jej nadzwyczajny smak. Masz wrażenie, że los znowu się do Ciebie uśmiechnął, że dał Ci szansę. Spacerujesz boczną ulicą miasta, w jednej dłoni trzymając czerwoną różę, a w drugiej Jego dłoń. Nadzwyczajne uczucie. Jest obok Ciebie, i czujesz się tak dobrze. Nie myślisz o niczym innym, jak o was samych. Teraz jesteście tylko wy, i nikt więcej. Wiesz, że traktuje Cię naprawdę poważnie, że tkwicie w jednym uczuciu już dłuższy czas, i tak mimo wszystko pozostanie. Wgłębi siebie, cieszysz się, że go masz. Że w każdej chwili możesz się do niego przytulić, trzymać jego dłoń i zachowywać, jak skończona idiotka, bo wbrew temu, nigdy Cię tak nie potraktuje. Wiesz, że nigdy nie potraktuje Cię gorzej, że co byś nie zrobiła, nigdy nie nazwie Cię gorszą. / Endoftime.
|
|
 |
[1] Na dworze zrobiło się już dość ciemno, znów tam poszliśmy. Cmentarz, w takie dni to miejsce w jakiś sposób staje się wyjątkowe, tak ciepłe i mimo wszystko jakby, niezrozumiale pełne życia. Tysiące zniczy wciąż oddawało swój blask, szliśmy tak boczną uliczką, z daleka zauważając oświetlony nagrobek. Podchodząc, coś jakby odepchnęło mnie w tył, odbiegające od normy uczucie, tak jakby powietrze nie pozwoliło mi się zbliżyć. Stanęliśmy nad Jej grobem, ciepło płomieni delikatnie muskało dłonie. Przeżegnałam się i zamknęłam oczy, znów ta nagła cisza, znów milczeliśmy, a każdy w sobie tworzył na nowo coś od siebie. Moje myśli naprawdę pogubiły się między sobą. Znów Ją tam widziałam, znów Ją tam czułam, chociaż to takie trudne widzieć Jej uśmiech we wspomnieniach będąc świadomym, że tamten czas minął bezpowrotnie. Otworzyłam oczy, miałam dość. Moje policzki w jednej chwili stały się wilgotne, z całej siły przytuliłam się do brata, szepcząc, że naprawdę za Nią tęsknię.
|
|
|
|