 |
cały dzień chlania browarów otwiera Cię dużo bardziej niż ciepłe dłonie psychoterapeuty albo wspólny różaniec
|
|
 |
bo chcę z tobą poprzebywać. jeszcze parę dni. za wszelką cenę. pomimo, że mnie
bez przerwy okłamujesz. w sumie, to okłamuj mnie dalej. wciskaj mi najgorszy kit na
świecie. nie chcę nic oprócz twoich farmazonów. oprócz twoich bajek. oprócz twojego
udawania dorosłej. szukania dziury w całym. pragnę, byś mnie bez przerwy wkurwiała.
|
|
 |
wie, że nigdy w życiu nie zrobiłbym jej żadnej krzywdy. przysięgam, że nigdy w życiu, ale to nigdy, aż do końca pierdolonego świata, przez wszystkie starości i młodości, przez wszystkie śmierci i narodziny, przez wszystkie gówno warte inicjacje i zakończenia, przysięgam na Veddera, Jezusa, Kapitana Planetę, Ojca, na wszystkie momenty, w których zrywał - budził mnie - zastanawiał, ten delikatny szept czegoś więcej, oddech przeżycia, smak przyszłego wspomnienia, nieważne, czy było to podczas
słuchania kaset, oglądania seriali, imprezowych agonii, obejmowania, ruchania, patrzenia, myślenia - przysięgam, że nigdy w życiu jej nie opuszczę
|
|
 |
to, co jest urocze, szybko staje się irytujące
|
|
 |
kocham cię. przestań istnieć. niech lunie gradobicie, niech porozcina ci czaszkę, albo po prostu schowaj się do domu, pooglądać, kurwa twoja mać, cartoon network
|
|
 |
kiedyotobiemyślebezsilnnośćznowuczujeKURWA
|
|
 |
Bo czasem miałem dość i siebie, jakby nie tyle świat mi tak ciążył, co moje własne istnienie.
|
|
 |
Nie wiem, nie wiem. Nie znałem siebie i pewnie nigdy nie będę znał. Coś się we mnie ciągle miotało, czegoś chciałem, a nie wiedziałem czego, najgłupsza rzecz, a wyprowadzała mnie z równowagi, pragnąłem się do czegoś przywiązać, a wszystko odpychałem. Ogarniała mnie bez powodu wściekłość, a za chwilę próbowałem daremnie zrozumieć, dlaczego. A wszystkie tęsknoty, jakie mnie nachodziły, wydawały mi się tęsknotami nienawidzącymi. I nie świata, ludzi, życia, lecz samego siebie. Czy zresztą jakakolwiek tęsknota nie jest skierowana do siebie, za sobą?
|
|
 |
Brak szczęścia, depresja. Codzienny paraliż wciąż ciepłego serca...
|
|
 |
moje uczucia runęły, moje nerwy runęły, jestem przez nią zniszczony, jestem psychicznie i nerwowo konający.
|
|
 |
Zrób coś, już tak nie mogę, wszystko ma kolce, powietrze ma kolce, deszcz wymierza policzki. Włosy wplątały się w szprychy roweru, odchodzą razem z głową, zrób coś, zabierz mnie stąd.
|
|
 |
generalnie była to dziewczyna miła, uczuciowa, choć na wskroś na wylot chyba pierdolnięta.
|
|
|
|