|
patrzę, jak je niesie, plecy zginają się coraz bardziej pod ciężarem, patrzę przez oczy zalane łzami. jak niesie cierpienie, które mu dałem, chociaż tak bardzo chciałem dać szczęście.
|
|
|
chce choć na chwilę pozbyć się tego wielkiego niepokoju, który jest gorszy niż choroba, który jest chorobą. nic nie wiem - nawet, czemu mi źle. nawet czy będzie lepiej.
|
|
|
czym mam ją kochać, jeśli sam sobie przestałem wierzyć i sam sobą pogardzam?
|
|
|
nie chce cię stracić - mówię przez sen, jakbym miał jakąkolwiek władze nad tą gilotyną.
|
|
|
chwilami zazdroszczę im takiego codziennego, nudnego szczęścia, tylko z tego powodu, że są razem i patrzą na rośliny. ja nigdy nikomu nie umiałem dać spokoju. sobie też.
|
|
|
to śmieszne, że brałem na siebie całe zło świata.
|
|
|
ciągle na ciebie umierałem, ale ten nawracający proces zmęczył mnie tak bardzo, że teraz na twój widok nie chce mi się już wzruszać. nawet ramionami.
|
|
|
ja potrzebuję kogoś, kto się dla mnie poświęci. kogoś, kto naprawdę będzie miał siłe i ochote, żeby wziąć mnie za pysk, nakarmić mnie, cicho, bez pasji, bezgłośnie. bezproblemowo, bez szumów i bez sprzężeń dla mnie żyć.
|
|
|
mówi się 'kocham' bo chce się odzewu. i 'śmierć' się odpowiada, choć inaczej trzeba.
|
|
|
generalnie jest teraz spoko. zapomniałem dosyć sporo, zakochałem się na nowo.
|
|
|
|