|
I gdy byliśmy od szczytu krok, na nasze głowy runął strop,
i od tej pory nie ma Cię już z nami, a my nie jesteśmy tacy sami.
|
|
|
przestało istnieć niemożliwe.
|
|
|
Wyrwać się, zostawić w lusterku wstecznym,
szare podwórka, brak przyszłości i perspektyw.
|
|
|
Mimo to wciąż kocham ją, bo wiem, że wtedy poszłabym za mną na samo dno,
i ja poszedłbym za nią też, zamykam oczy, a nad nami wciąż pada deszcz.
|
|
|
nowe życie, nowe plany i nagle nie jesteśmy już tacy sami.
|
|
|
odległość niszczy więzi,
oddałbym serce, by choć raz usnęła obok mnie.
|
|
|
Wtedy, było ciężko nam odnaleźć się,
mimo że razem, spędzaliśmy całe dnie.
|
|
|
Mój pokój, jej oczy, dym z papierosów,
pewnie byli byśmy razem, gdybyśmy znaleźli sposób.
|
|
|
Wiesz kochałem ją i to nie jest żadna przenośnia.
|
|
|
Pamiętasz? Od początku miałem gdzieś co mówią o nas, byłem ja, Ty i ona.
|
|
|
Mamy co chcemy, siebie mamy.
|
|
|
|