 |
stanęła przed nim oddychając coraz płytszej. w końcu zatrzymała oddech i zagryzając wargę delikatnie zsunęła ramiączko bluzki. bezszelestnie przesuwając swój palec po ramieniu, patrzyła mu prosto w oczy. nie reagował. stał jak oniemiały nie wiedząc co powinien zrobić. podniosła ramiączko na swoje miejsce i zacisnęła zęby. zamknęła oczy, powstrzymując płacz. - kochasz ją! - wykrzyczała. nic nie odpowiadał. - nie pozostaje mi nic innego, jak Ci pogratulować. bawisz się mną, kochając inną. wynoś się natychmiast. wynoś się! - rzuciła kieliszkiem czerwonego wina, który miała tuż pod ręką, o ścianę, obok której stał jak osłupiały nie wiedząc co się dzieje. wino zostawiło czerwoną plamę na białej farbie. oboje milczeli. słychać było jedynie ciche uderzenia kropel taniego wina skapujących na marmurową podłogę i delikatne udarzenia ich serc. patrzyła mu prosto w przeszklone kłamstwami źrenice, a łzy napływały do jej oczu z niesamowitą częstotliwością. - kocham ją. - wyszeptał odchodząc.
|
|
 |
Jako kobieta mam pewne prawa, mogę palić papierosy, pić nadmierne ilości alkoholu i używać okropnych wulgaryzmów. Mogę być pewna siebie ponad normę, a gdy chcę, nie założyć stanika, nie założyć kurtki w zimę, nosić skąpą spódnice i pokazać całemu światu moje majtki w misie - po prostu to zrobię. Jeśli tylko będę chciała, mogę robić, co chcę.
|
|
 |
'jestem desperatką. z brakiem jakiejkolwiek racjonalności. budzę się w środku nocy i biorąc szklankę mineralnej do dłoni pałętam się po całym domu z nadzieją, że w końcu zgubię Cię gdzieś po drodze. otwieram okno mojego pokoju na oścież nie zważając na deszcz. siadam na parapecie, zachłystując się chłodnym powietrzem. wpatruję się w księżyc, który jest równie beznamiętny jak Twoje źrenice na mój widok. wychylam się za okno. czuję jak wiatr lekko podwiewa moje włosy, a deszcz delikatnie uderza o moje powieki. świat z takiej wysokości w środku nocy, wygląda niezwykle. zapomnę tak jak obiecałam. pozbędę się podświadomości w której gościsz na stałe. poddaję się. z miłością nie wygram. kochałam Cię. dotrzymuję obietnicy. zapominam.' - przeczytał z trudnością rozmazane literki atramentu na kawałku papieru, leżący na owym parapecie. znajdując ją ówcześnie martwą na chodniku przed jej własnym domem. sąsiedzi zeznali, że spadała z okna krzycząc Jego imię.
|
|
 |
- kiedy zrozumiałaś miłość? - kiedy po raz setny oglądając 'Titanica' nie zapytałam czemu ona po niego wraca.
|
|
 |
zapaliłam swoją lampkę nocną. wzięłam do ręki mój pamiętnik. zaczęłam w nim pisać o tym jak bardzo cierpię przez Ciebie. kolejnego dnia gdy Cię spotkałam wręczyłam Ci go. miałam nadzieję, że nareszcie zrozumiesz jak to wszystko mnie cholernie boli. popatrzyłeś na mnie badawczym wzrokiem, otwierając pamiętnik. czytając moje uczucia przelane na papier, wybuchnąłeś niekontrolowanym śmiechem. zrozumiałam, że cierpisz na znieczulicę. a ja kocham sukinsyna.
|
|
 |
- Kurde, nie dam dłużej sobie z tym rady! Mam dosyć. Dosyć, dosyć, dosyć. Nie będę już dłużej udawać, że nic do Niego nie czuję. Że jest mi kompletnie obojętny. Bo ciągle kłamię. On nadal zajmuje miejsce faworyta. Nadal jest numer jeden.
|
|
 |
siedząc nad rzeką, czekała na niego. wiatr rozwiewał jej włosy, a słońce nadało im rudawy odcień. wyglądała nadzwyczaj pięknie. usłyszała kroki. automatycznie na jej twarzy pojawił się uśmiech. nie musiała się odwracać, żeby upewnić się, że to on, po prostu to czuła. po chwili niepewnie usiadł koło niej. nawet się nie przywitał, patrzył jedynie w dal. przytuliła go tak, jak zawsze najbardziej lubił. siedziała w ciszy, wtulona w niego. - to... to koniec. - wykrztusił. jej serce wpadło w arytmię, z oczu pociekły słone krople. po kilku sekundach podniosła zalaną łzami twarz znad jego piersi. wciąż na nią nie patrzył. wstał. odszedł. - jesteś mi tak bardzo potrzebny... - wyszeptała.
|
|
 |
szli jak w każde jesienne popołudnie na spacer, zawsze tymi samymi alejami. on, zmieszany niezręczną ciszą, w końcu się odezwał. - skarbie, czy coś się stało? - jej oczy napełniły się łzami. po chwili zaczęła krzyczeć. - czy Ty mnie jeszcze, kurwa, kochasz? - ludzie patrzyli się na nią jak na skończoną idiotkę, jednak to ją nie obchodziło. jak przez mgłę, widziała tylko jego. - dlaczego pytasz? przecież wiesz... - wpadła w jeszcze większy gniew. w jeszcze większy płacz. - mam Ci przypomnieć?! właśnie minęliśmy drzewo, pod którym przytuliłeś mnie pierwszy raz. za każdym razem, kiedy przechodziliśmy koło tego dębu, przytulałeś mnie po raz kolejny. mam mówić dalej?! - nie kocham Cię. - odszedł.
|
|
 |
lizaki zamieniły się na papierosy. niewinne stały się dziwkami. cola zamieniła się w wódkę, a rowery w samochody. niewinne pocałunki przeistoczyły się w dziki seks. pamiętasz kiedy 'zabezpieczać się' znaczyło włożyć na głowę plastikowy hełm? kiedy najgorszą rzeczą jaką mogłaś usłyszeć od chłopaka to to, że jesteś głupia.. kiedy ramiona taty były najwyższym miejscem na ziemi a mama była największym bohaterem? kiedy twoimi najgorszymi wrogami było twoje rodzeństwo? kiedy w wyścigach chodziło tylko o to, kto pobiegnie najszybciej.. kiedy wojna oznaczała tylko grę karcianą.. kiedy wkładanie krótkiej spódniczki nie oznaczało, że jesteś suką.. największy ból jaki czułeś to pieczenie startych kolan i łokci. i kiedy pożegnania oznaczały tylko 'do zobaczenia jutro'. więc dlaczego tak nie mogliśmy doczekać się, aby dorosnąć?
|
|
 |
Lubię soboty. Lubię czekoladę, mleko i pomarańcze.. I lubię czasem przeklinać. I śmiać się też lubię. I lubię zaczynać nowe zdania od litery 'i'. I lubię też czarny kolor. Ale nie Ciebie, kurwa, nie Ciebie!
|
|
 |
i założę się, że nie zapamiętasz nawet połowy z tych rzeczy, których ja nigdy nie zapomnę..
|
|
 |
zamykam laptopa, wynoszę kubek po kakao do zlewu, przebieram się jak najszybciej w piżamę, kłade sie do zimnego łóżka.. kręcę się z boku na bok. po dłuższych zmaganiach siadam na parapecie z komórką w ręce, podziwiając gwiazdy i każdej nadawając Twoje imię. dopiero wtedy dochodzi do mnie, że tak na prawdę nie mam już nic..
|
|
|
|