|
po tobie może być już tylko koniec świata
|
|
|
dziś patrzyłem jak śpisz, wsłuchując się w Twój oddech, który krzyczał do mnie, że już nic tu nie jest proste
|
|
|
znów musiałem się wkurwić, wiem, takie jest życie, z małego problemu robisz problemów galaktykę
|
|
|
rosła we mnie rozpacz, zatykała mi klatke piersiową tak, jak kłaki zatykają filtr od odkurzacza, rozpychała mi przełyk, właziła do ust
|
|
|
chyba jednak żyje, chyba nie umarłem, chyba płynie we mnie jeszcze krew; trupom nie kręci się w głowie, nie jest im sucho w ustach, nie robi im się słabo
|
|
|
nie chce na to patrzeć. nie chce już patrzeć. nie chce w ogóle mieć oczu.
|
|
|
kocham Cię. przestań istnieć.
|
|
|
nie myśl. nie myśl o tym. to jakieś głupie, nieistniejące figury, z kończynami roztrzaskanymi o przeszłość. po co ci to.
|
|
|
jak ja się w tym wszystkim boje siebie i jak zgubiłem siebie w tym wszystkim, i nie ma w ogóle już mnie
|
|
|
Niech nasze czyste myśli ku niebu się unoszą
W kierunku, którym odchodzi dzień i łączy z nocą
|
|
|
o piątej rano chciałem się zabić, nienawidziłem siebie doszczętnie. chowałem głowe w dłoniach, smarkając w palce, albo tępo patrzyłem przed siebie, gdy już zmęczył mi się nos
|
|
|
wiesz, jak tak myślę, że prędzej czy później nadszedłby taki moment, że już nigdy więcej byśmy się nie spotkali
|
|
|
|