 |
w życiu wiele się zmienia. z czasem znikają rzeczy do których przywykliśmy, ludzie odchodzą z błahych powodów. tracimy wiele przez własną głupotę lub strach. myślałam, że wszystko będzie cudowne i znajdę szczęście. cóż, dziwka dalej zajebiście dobrze się chowa . | choohe
|
|
 |
i tak naprawdę dziś, nie mamy już nic . | choohe
|
|
 |
Właśnie w takich chwilach brakuje mi Twojego uśmiechu, dotyku, ciepła. Ale to już nie wróci. // pannikt
|
|
 |
Ludzie chcą cofnąć czas, żeby coś zmienić, albo naprawić, ja chciałabym cofnąć czas, żeby jeszcze raz to przeżyć.
|
|
 |
Celem dzisiejszego dnia jest przetrwać ten syf i wyjść z niego z uniesioną głową.
|
|
 |
masz mnie chcieć, masz za mną szaleć i masz mnie uwielbiać.
|
|
 |
I krzyczę weź mnie ratuj kiedy patrzysz w moje oczy,
ale nie chcesz tego słyszeć nic nie mówisz i odchodzisz. // Bonson
|
|
 |
jesteś moją teraźniejszością i przyszłością, nie wspomnieniem
|
|
 |
tylko on potrafił patrzeć na nią w sposób nieuchwytny, który przeszywał ją na wskroś. był projektantem jej snów i wynalazcą uśmiechu. fanatykiem jej kruchości. a kiedy jego serce przestało bić, własne również była zmuszona zatrzymać. przecież nie mogła pozostać niewielbiona. jej serce nie było w stanie bić bez narzucenia rytmu przez swojego partnera, zamieszkującego w jego klatce piersiowej.
|
|
 |
gdybym mogła zaczęłabym zabierać ze sobą koc. ale przecież nie raz, w środku zimy wtulałam się i bez niego w Twoje nagie ciało. teraz też podołam. wystarczy odsunięcie paru zniczy, zrobienie trochę miejsca. po paru chwilach moje ciało przyzwyczaja się do zimnego marmuru. wtulam się w niego i wcale nie jest tak ciężko. może jestem zahartowana. a może po prostu staram się być dzielną, wedle mojej obietnicy którą Ci złożyłam. tej ostatniej.
|
|
 |
zrozpaczona, końcem rękawa ocierała krew z jego twarzy, trzymając go na drżących kolanach. - już jadą, zaraz będą, patrz na mnie. - krzyczała chwiejącym głosem. - kocham Cię. - wyszpetał, zdaję się ostatkiem sił. - cicho, nic nie mów, oszczędzaj siły. - szeptała, przykładając usta do jego zakrwawionego do cna czoła. zabrany już do karetki, ona skrupulatnie trzymała go za rękę, przełykając łzy, próbując się uśmiechać, żeby nie okazywać mu swojej niemocy, która pożerała każdy z calów jej wnętrza. - musi Pan wstrzymać oddech na parenaście sekund, prosimy się nie odzywać. - powiedział rozdrażniony ratownik. nabrał powietrza i zaczął oddychać szybko, chociaż niezwykle płytko, sprzeciwiając się rozkazowi. - co Pan u diabła?! to samobójstwo! - kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię. - zaczął krzyczeć wniebogłosy, nabierając co raz głębszych oddechów. - proszę natychmiast przestać! - zawsze będę. - powiedział, nieusilnie rozluźniając dłoń, którą zaciskał koniuszki jej palców. - straciliśmy go.
|
|
|
|