|
Dziewczyna poczuła ciepło na swojej dłoni. Spojrzała w dół i uśmiechnęła się szeroko. Ich splątane w mocnym uścisku dłonie – tyle jej wystarczyło.
I nie musieli nic mówić – wiedzieli, że powietrze między nimi miało inny zapach i smak.
|
|
|
Wraz z ostatnimi słowami podniósł ją, a ona instynktownie oplotła go nogami w pasie i rękami wokół szyi, podbródek opierając na jego ramieniu, policzkiem wtulając się w skórę szyi. Nie protestowała, kiedy – sama nie była pewna, jak – usadowił ich na tylnym siedzeniu samochodu. Usiadła obok, obserwując, jak chłopak włącza ogrzewanie, a chwilę później kładzie się wygodnie, uśmiechem zapraszając ją do siebie. Nie było nawet sekundy zastanowienia – blondynka od razu ułożyła się na nim, czując, jak gorąc ogarnia zziębnięte komórki skóry. Bez skrępowania wtuliła się w szatyna, który splótł swoje dłonie na tyle jej pleców.
|
|
|
I skończyła się bajka. My się skończyliśmy. Skończyła się nieśmiertelność, nasza nieskończoność nigdy nie nadeszła. Już nie dryfujemy złączeni biciem serc, teraz osobno tułamy się po brzegu, patrząc daleko poza linię horyzontu, bo już nie możemy jej dosięgnąć. Nie razem.
Chciałabym Cię nienawidzić, chciałabym Cię wyrzucić, zakopać pośród książek z przereklamowanymi miłosnymi historiami, które kończą się szczęśliwie. Ale nie umiem?
|
|
|
Walizka stała tuż przy drzwiach, ale ona wciąż nie była pewna swojej decyzji. Siedziała na fotelu i wpatrywała się w jej wielkie zdjęcie wiszące w antyramie na przeciwległej ścianie. Pamiętała, jak on je zrobił, jak cieszył się, niczym dziecko, że wreszcie jakieś zdjęcie wyszło mu niemalże perfekcyjnie. Bo dla niego perfekcyjna była sama jej osoba.
|
|
|
Drżącymi dłońmi wrzucała kolejne ubrania do walizki, a wraz z nimi traciła kolejne skrawki swojego serca. Nie była pewna, czy zdoła pozszywać je kiedyś na nowo, zbyt wiele małych strzępów traciła z każdym ruchem, każdą łzą, ale była przekonana, że robi dobrze, bo robiła to dla niego. Kiedy niechcący w jej rękach znalazła się jedna z jego koszulek, nie mogła się powstrzymać od przyłożenia jej miękkiego materiału do swoich nozdrzy i ust. Tylko tyle jej zostało – wyprany już zapach miłości, smak goryczy. Z łzami w oczach odrzuciła koszulkę w kąt i pakowała dalej swoje rzeczy; musiała się pospieszyć, samochód miał zaraz przyjechać i odwieźć ją do nowego życia. Ale, czy lepszego?
|
|
|
Czasami sekunda zmienia całe życie. Sekunda zamienia się w minutę, minuta w godzinę, godzina w dobę. I to właśnie ten jeden, jedyny moment jest w stanie wywrócić wszystko do góry nogami, jak gdyby nigdy nic. Jeden moment, który odciska piętno na kolejnych latach. Jeden błąd, który potem może okazać się jednak szczęściem. Wystarczy dostrzec słońce między chmurami, bo ono zawsze tam jest, z reguły ukryte pod grubą warstwą, ale i przez nią się przebije. Trzeba tylko poczekać. Tylko co, jeśli ten moment z przeszłości zakurzył się już w zakamarku serca, zapomniany, oblegany misternie splątaną pajęczyną? Co, jeśli miało się pewność, że tamte chwile nigdy nie wrócą, że śmiało można o nich zapomnieć, bo niemożliwym byłoby, żeby ponownie się z nimi zetknąć? Co, jeśli los napisał całkiem inny scenariusz i ma zamiar zdmuchnąć kurz z tej puszki Pandory, przerwać pajęczynę i wyciągnąć ją ponownie na światło dzienne? A oni nawet nie są przygotowani na spotkanie z tym jednym dniem z przeszłości.
|
|
|
Niektórzy ludzie sprawiają, że nasze życie zyskuje na intensywności; kiedy ich spotykamy, zaczynamy oddychać pełną piersią i odrzucić marne egzystowanie na bok. Niektórzy ludzie otwierają nam oczy na wiele spraw, których nie mogliśmy dostrzec wcześniej; uświadamiają jak wiele rzeczy przelewa się przez palce, a my nawet nie próbujemy ich zatrzymać.
|
|
|
Jak na zawołanie, z nieba spadło kilka pierwszych kropel wody, które po chwili zamieniły się w prawdziwą, wiosenną ulewę. - To się chyba nie dzieje! – wrzasnęła, opadając na ławkę. – To jest ta chwila, gdy mówisz, że ty też mnie lubisz – mruknęła pod nosem, a on tylko chrapliwie się zaśmiał.
- Dzwonisz do mnie, umawiasz się i strzelasz taką wiadomością. Nie jestem jakimś młokosem, do jasnej cholery – powiedział w końcu, siląc się na normalny ton. Deszcz sprawił, że włosy przykleiły mu się do czoła i wyglądał jak mały Tarzan. – Tobie się zdaje, że się zakochałaś. Platoniczna miłość, jak do plakatu. Rozumiesz? Rany boskie, jesteś naiwna. Jak cholera. Myślisz, że po kilku tygodniach znajomości po prostu kogoś kochasz? Jezu. – roześmiał się wręcz paskudnie i zmierzył wzrokiem całkowicie zaskoczoną dziewczynę. – Myślałem, że rozumiesz moje relacje, mój stosunek do Ciebie. Po prostu znajomość, bez głębszych podtekstów. 2/2
|
|
|
- Nie utrudniaj, do cholery – warknęła. – Chciałam ci powiedzieć, że chyba się w tobie zakochałam i cholera jasna, wcale mi się to nie podoba, ale cholera, ja nic na to nie poradzę. Szlag by to, nadużywam cholery. On wybałuszył oczy i uniósł jedną brew, a ona westchnęła ciężko, nie do końca radząc sobie z napięciem, które aż iskrzyło w powietrzu. - Ty jesteś we mnie co? – wykrztusił wreszcie, wyłamując palce. Zaśmiała się nerwowo i wzruszyła ramionami. - Zakochana. Jak idiotka z komedii romantycznych. Teraz możesz mnie wyśmiać i kazać iść do diabła. – Dziewczyna wzruszyła ramionami, próbując zachować powierzchowny spokój, podczas gdy w środku aż kipiała.
On natomiast usiadł na ławce i ukrył twarz w dłoniach. - Świetnie. Super. Zajebiście. Ja wyznaję facetowi miłość, a ten się załamuje. Może jeszcze zacznie padać? – mruknęła pod nosem, siadając obok niego 1/2
|
|
|
Kiedy pierwszy raz mnie pocałowałeś czułam obrzydzenie, ponieważ nigdy tego nie potrzebowałam. Spotykaliśmy się, bo tego chciałeś. Nie chciałam cię ranić. Kiedy cię unikałam było jeszcze gorzej. Mogłam być samolubna, ale i tak nie potrafiłam cię odepchnąć.
|
|
|
Zawsze nerwowa i nie poskromiona. Nigdy się ciebie nie słuchałam, bo uważałam, że sama wiem lepiej. Zawsze miałam swój rozum.
|
|
|
Minął rok. Cały rok. 365 dni, 52 tygodnie, 12 miesięcy, 8 760 godzin, 525 600 minut i 31 536 000 sekund. Minął rok, a ona nadal egzystowała tchnieniem nadziei. Każdego dnia wstawała, ubierała się, jadła i próbowała żyć. Każdego dnia na nowo zaczynała kolejny dzień, chodziła do pracy, a nawet się uśmiechała. Każdego dnia na nowo próbowała nowych przeżyć; każdego dnia zapominała. Zapominała o tym, co wydarzyło się rok wcześniej. Każdego dnia. Podczas długich godzin i jeszcze dłuższych minut. Zapominała. Że kochała. Zapominała, wyrzucając z głowy wspomnienia podczas dłużących się sekund. Mógł minąć rok, dwa, a nawet i trzy, ale on dalej pamiętała jego twarz, ponieważ jej serce trzepotało, gdy zaglądała mu w oczy będąc obok. Minął rok, a ona dalej nie potrafiła zapomnieć.
|
|
|
|