 |
tak strasznie boję się jutrzejszego dnia. boję się tego cholernego wtorku jak jeszcze nigdy dotąd. nie życzę nikomu, by bił się z myślami jak to wszystko się potoczy, czy operacja się uda i czy mama wróci do zdrowia. cholernie ciężko jest, kiedy nie masz do kogo się zwrócić, nie masz z kim porozmawiać i chociażby wyżalić się i nie usłyszeć, że mam się trzymać. jak mam trzymać się kiedy tu chodzi o tak cholernie ważną osobę. przecież mam tylko ją i choć tak często jej nie doceniam, chciałabym, żeby była tutaj, obok, przy mnie cała i zdrowa, żeby to nie szpital kierował jej życiem i żeby miała tą świadomość, że wszystko musi się udać, bo jeśli nie to nie wiem, ja nie istnieję. / notte.
|
|
 |
czasami mam ochotę wyjść i nie wrócić. opuścić cały ten syf, wpuścić do płuc czyste i nowe powietrze. chcę uciec od problemów i zacząć wszystko na nowo. zacząć nowy rozdział, zacząć nowe życie, mieć nowe plany, marzenia i pasje. chcę zapomnieć o wszystkich przykrościach, bólu i słowach, które z dnia na dzień coraz bardziej ryją bliznę w mojej psychice. chcę na nowo kochać i darzyć uczuciem tylko tych właściwych, tylko tych którzy na to zasługują. chcę uwierzyć w to, że mogę być szczęśliwa, że zasługuję na to jak każdy inny człowiek. / notte.
|
|
 |
od ostatniego tygodnia spędzali ze sobą każdą chwilę. każda sekunda przepełniona była ogromem namiętności i delikatności. każdego ranka wstawała wcześniej by obudzić go muśnięciem w policzek i podać do łóżka pachnącą czarną kawę. zawsze wtedy opowiadał jej o ich przyszłości. mówił co planował, jak chce mieszkać i obmyślał imiona dla ich dzieci. wieczorem udawali się na wspólny spacer, a gdy zimny wiatr kołysał jej delikatnie włosy i powodował gęsią skórkę, obejmował ją silnym ramieniem i tak szli prosto do pobliskiej kawiarenki na jej ulubioną gorącą czekoladę. po tygodniu musiała wracać. stojąc już przy oknie w pociągu patrzyła na niego, a z policzków płynęły jej łzy. gdy pociąg ruszył, uchyliła je i krzyknęła, że tak nie może, że ta odległość, która ich dzieli jest za duża, że to wszystko nie ma sensu. odjechała zalewając się płaczem, a on zginął tragicznie pod kołami następnego pociągu. to była prawdziwa miłość, która mogła przetrwać, a ona? ona zabiła w nim wszystko. / notte.
|
|
 |
a my? wciąż w pogoni za szaleństwem często gubimy się między tysiącami myśli, zbyt często marzymy, zbyt rzadko twardo stąpamy po ziemi, na siłę odrywamy się od rzeczywistości kreując nową, niby lepszą, chadzamy uśmiechnięci w naszych trampkach z obłudy, z zamrożonym sercem - głęboko wierząc, że na reanimację nie jest za późno/nerv
|
|
 |
trwam. trochę w bezsensie, trochę z przymrużeniem oka. posiadam wszystko co materialne i właśnie ten fakt codziennie uczy mnie doceniania ulotności ludzkich odruchów. dzisiaj tu jestem, jutro być może nikt nie będzie o mnie pamiętał. / nerv
|
|
 |
jestem tylko dziewczyną! zniosę widok połamanego paznokcia, złamanego obcasa ulubionych szpilek co najwyżej, ale nigdy, przenigdy nie zniosę bólu jaki zadaję mi Twoja nieobecność, zrozum. / nerv
|
|
 |
prawdopodobnie? straciłam sens, a wraz z nim straciłam chęć do życia, do tej monotonności, której przeważająca część to teren bólu, nie bólu głowy czy żołądka, bo to nic takiego, a ból serca. wewnętrzny ścisk, kłucie jakby wbijano Ci kolejny tysiąc tępych ostrzy. wiesz, czasami naprawdę nie wiem czego jeszcze mogę spodziewać się od życia, co jeszcze mnie czeka, i jedyne nad czym się zastanawiam, to to czy chcę w ogóle się tego dowiedzieć, czy chcę przeżyć przyszłość. / endoftime.
|
|
 |
Nie chcę wierzyć w słońce tuż po burzy, bo nadzwyczajnie go nie potrzebuję, nie potrzebuję ciepła jego promieni, ani tego, że znów będzie na parę chwil, by o zachodzie niepostrzeżenie zniknąć. Nie potrzebuję nadziei na lepsze jutro, definicji szczęścia czy sprostowań uczuć, nie potrzebuję niczego, bo dziś, nie mam już nic. / Endoftime.
|
|
 |
Bywało, że serce było jedynie marginesem, tym nic nie znaczącym, potrzebnym by zapisać zaledwie parę wątków, których równie dobrze mogłoby zupełnie tam nie być. Uczucia? Sterta kurzu, syf gromadzący się gdzieś pomiędzy, nigdy nie uważałam, że potrafię im podołać, nigdy też nie dzieliłam się nimi, bo nadzwyczajnie nie było po co. A szczęście? To parę reguł, sprostowań w życiu, bez terminowej definicji, bez zaprzeczeń i skrupułów, dziś go nie ma, bo szczęściem był On. / Endoftime.
|
|
|
|