|
siedziałam już trzydziesty piąty dzień w domu. inni cieszyli się wakacjami, a ja wciąż okupowałam komputer. byłam załamana. każda sekunda bez niego była jak najgorsze katusze. 'nie wróci' - myślałam. bezradna usiadłam na podłodze w pokoju. próbowałam porozmawiać z sufitem, ale nie odpowiadał mi. przyjaciele, którzy odwiedzali mnie każdego dnia tracili siły. płakałam i paliłam zielonego marlboro. moje serce pękało z tęsknoty. usłyszałam pukanie do drzwi. otworzyłam je. dostrzegłam znajomą sylwetkę. nie powiedział nic, po prostu przytulił, kołysał w ramionach. znowu obiecywał, iż nigdy nie zostawi, a ja głupia uwierzyłam.
|
|
|
nie wiem co sprawia mi większą radość. zawartość paczki, z folia bąbelkowa, w którą jest zawinięta.
|
|
|
najważniejsze jest to by dostrzec pewne różnice. inaczej smakuje marlboro zielone, a inaczej ruskie lify miętowe. inaczej smakuje malibu, a inaczej barmańska. inaczej jest podczas sexu z osobą, którą kochamy, a inaczej przeżywamy to ze zwykłym ziomkiem na imprezie, inaczej smakuje zielsko, a inaczej feta. inaczej jest zabawić się raz na jakiś czas, a inaczej codziennie. wiesz, już coś masz wybrać, czy nadal będziesz się kurwić.
|
|
|
Złap mnie za rękę. Proszę nie wyrywaj się. Przejdziemy na drugi koniec tęczy. Jest tam kraina gdzie panuje pokój. W kółeczku siedzą sobie rastamani z dużymi jointami i uśmiechają się do siebie. Spójrz w lewo, widzisz ten sklep, znajduje się w nim wszystko czego zapragnie Twoja dusza. Looknij w prawo, tam jest nasz dom, cały z czekolady. Wejdźmy tam. Całujmy się bez opamiętania. Szkoda, że to nierealnie, wiesz.
|
|
|
jest zajebiście! dwóch zajebistych chłopaków i reggae w głośnikach! :)
|
|
|
prawdziwy mężczyzna nie chodzi z plastikiem, mimo tego, że może być naprawdę ładny. prawdziwy mężczyzna zadowoli się przeciętną dziewczyną z piękną duszą. prawdziwy mężczyzna nie musi mieć kaloryfera, prawdziwy mężczyzna musi mózg. prawdziwy mężczyzna nie może krzywdzić kobiety, powinien chronić ją przed złem. znam kilku prawdziwych mężczyzn, na przykład Ciebie.
|
|
|
niszcz to co Cię niszczy, zabij tą sukę, której na imię miłość.
|
|
|
Pojechałyśmy do szpitala. Usiadłam przy łóżku. - 'Skarbie, Skarbie, jeśli mnie kochasz odezwij się' - błagałam. Po godzinie dostrzegłam lekki ruch powiek. Czekoladowe oczy otworzyły się. - 'Posłuchaj' - mówił ledwie zrozumianym szeptem - 'Odchodzę. Nic nie zależy ode mnie. Nasi przyjaciele, chyba już po nich. Pamiętaj zostało jeszcze kilka osób, które Ci pomogą. Zawsze możesz liczyć na moją rodzinę. Kocham Cię i zawsze będę, Aniołku. Módl się za mnie.' Nie zdążyłam powiedzieć słowa, maszyna zaczęła piszczeć. Umarł. Upadłam na ziemię. Krzyczałam. Płakałam. Rzucałam się. Leżałam załamana wiele miesięcy. Olałam szkołę. Gdyby nie reszta przyjaciół i rodzina nie byłoby mnie tu.. I nie opowiedziałabym tego Wam.
|
|
|
Nie odzywał się od dwóch godzin. - 'To u niego nienormalne' - mówiłam do siebie w duchu. Martwiłam się i słusznie. Pół godziny później zadzwonił telefon, myślałam, że to On. -'Cześć Skarbie' - powiedziałam, z mimowolnym uśmiechem na ustach. - 'Niestety nie rozmawia Pani, ze swoim chłopakiem, Dr. Nowak przy telefonie.' Zaniemówiłam. Lekarz kontynuował. - 'Wypadek. Wszyscy nie żyją, ocalał jedynie On, siedział na najdogodniejszym miejscu, ale, doskonale wiemy, że nic z niego już nie będzie.' Wybuchłam spazmatycznym płaczem. Przekazałam telefon matce. Jąkała się. - 'Przecież jest taki młody, silny, wyjdzie z tego.' Usłyszała dokładne wyjaśnienie stanu zdrowia najbliższej mi osoby. Zachowała zimną krew. Rozłączyła się. Odpaliła samochód.
|
|
|
|