 |
nie ma, że boli. pierdolnij smajla i ruszaj na podbój świata mała dziewczynko, która sądzi, że po jego odejściu jest nikim. dopiero teraz zaistniałaś, dopiero teraz jest Twój czas
|
|
 |
skoro miłość potrafisz mi wyznawać tylko przez gadu,
to może dom i dzieci stworzymy sobie w Simsach ?
|
|
 |
już nie rusza Mnie nawet Twoje marne ' przepraszam ' .
rozumiem, że w końcu pojąłeś jak wielki błąd popełniłeś,
ale Twój czas się skończył. miałeś miłość, a wybrałeś plastik.
teraz został Ci tylko Jej puder na twoim ciele i błyszczyk na ustach.
|
|
 |
głupi jak cholera, a pocieszny jak idiota
|
|
 |
- Klaudia, do odpowiedzi
- coś się Pani dowcip ostatnio wyostrzył
|
|
 |
popycham drzwi, chociaż jest wyraźnie napisane ciągnąć. śmieję się jeszcze bardziej, kiedy próbuję wytłumaczyć dlaczego się śmieję. wchodzę do pokoju po to, by zapomnieć co miałam tam zrobić. ukrywam swój ból przed tymi, których kocham. mówię "to długa historia" gdy nie chcę wyjaśniać tego, czego nie chcę. płaczę częściej niż myślisz. dbam o ludzi, którym na mnie nie zależy. jestem silna, dlatego że muszę, a nie chcę .
|
|
 |
nie płaczę przez Ciebie. to nie Twoja wina.
przecież Ty wcale nie chciałeś, żebym Cię kochała.
|
|
 |
po Jego odejściu musiałam wszystko pozmieniać. pościel, bo po nocach budził mnie Jego zapach i złudzenie, że jest obok. numer telefonu, zważywszy na to, iż drżałam na każdą wiadomość, choć w większości treść zawierała jedynie kolejną promocję. wystrój pokoju, zmieniając maskotki i przesuszone róże od Niego, na zapachowe świeczki oraz nową lampkę. zaczęłam używać innego żelu pod prysznic, jeść inne płatki na śniadanie. rzadziej słuchałam rapu, bo gdzieś na licznych krążkach mieściły się te nasze kawałki. rano przed lustrem wymalowywałam uśmiech. wymieniłam serce - gdy odszedł, upadło.
|
|
 |
wielbię te telefony, kiedy widzę na wyświetlaczu imię przyjaciółki. odbierając przez około pięć minut słyszę jedynie Jej niepohamowany śmiech. gdy w końcu przerywam, pytając co jest, dociera mnie jedno zdanie: 'BOOŻE, SŁUCHAJ, UTKNĘŁAM W ŁAZIENCE!'.
|
|
 |
zagryzałam wargi, żeby tylko nie zapalić. droga w nasze miejsce, zmrok zapadający na około, park, On czekający na mnie i wiadomość, którą miałam Mu przekazać - że wyjeżdżam na jakiś czas. szloch, łamiący się głos oraz wszelkie obawy przerodziły się jedynie w stan, kiedy wieczorem pakując do walizki ubrania w końcu walnęłam się na łóżko, a zamykając powieki śmiałam się do sufitu. jeżeli tak wyglądają pożegnania - to mogłabym wyjeżdżać co dzień. i wracać, bo nawiasem mówiąc kocham, kiedy mnie wita.
|
|
 |
wracając wieczorem do domu witałam z ulgą łóżko i wylewałam w poduszkę łzy zmieszane z tuszem do rzęs. tłumiony krzyk i kłucie w piersi. zasypiałam nie przebierając się w luźną koszulkę, robiącą wtenczas za piżamę. ze snu wyrywały mnie koszmary, a może rzeczywistość - bo przecież nie było Go już. na zmianę kochałam i nienawidziłam. wyolbrzymiałam Jego cudowność, a minutę później przypisywałam Mu najgorsze przymiotniki. zwyczajnie moje serce w chaotyczny, pełen bólu sposób zaczynało rozumieć, że odszedł tamtego dnia. całując lekko w czoło, definitywnie się pożegnał.
|
|
|
|