 |
W lustrze obca twarz pod powiekami piach
Wychyl się przez okno czy istnieje jeszcze świat
|
|
 |
Kolejny dzień ta trzeźwość rujnuje ci picie
Dzisiaj uciekasz od tego jutro powracasz
Zaczynasz dzień od podlewania kaca
|
|
 |
I jest ci trochę szkoda że było coś między wami
Uspokajasz oddech standardowo procentami
|
|
 |
Zdechnij, wyprowadź się wreszcie spod słońca
|
|
 |
jesteś jak narkotyk, ja to czuję, przenikasz moje zmysły dogłębnie
|
|
 |
dla nich wszystkich nawijam prawdę pod bity - agresywnych, o horyzontach wąskich jak ścieżka, ale to oni wiedzą jak przetrwać, by gdzieś mieszkać, oczytanych studentów na ganji; oni z kolei myślą, że hardcore to skok na bungee
|
|
 |
mogę cały dzień dłubać przy wersach, słuchać z winyla Coffy Roy'a Ayers'a, palić na parapecie popijając kawę i wzlecieć myślami
|
|
 |
wisiała na szyi, od wieczora do rana, czułem posmak goryczy
|
|
 |
I znowu zaczyna robić to samo, a ja znowu zaczynam się w to wkręcać. Znowu zaczynam czuć coś do niego bardziej niż powinnam..
|
|
 |
nigdy bym się nie spodziewał ile waży samotność
|
|
 |
widziałem pasję w oczach, widziałem obłęd w oczach i zanim zasnę widzę zawsze to w Twoich oczach, że mnie kochasz.
|
|
|
|