 |
z czasem dociera do ciebie jaki on jest naprawdę . nie chcesz już go kochać , już chyba nawet ci nie zależy , prawda ? już możesz myśleć na trzeźwo o tym co się stało , o tym , że to wszystko to tak naprawdę jego wina . porzucił cię , złamał wszystkie obietnice , które ci składał . olewasz go , chcesz , żeby wiedział , że radzisz sobie bez niego . bo w sumie po co masz tego nie robić ? skoro on potraktował cię jak ostatnią szmatę , dlaczego ty miałabyś traktować go inaczej ? jedno jest pewne . nigdy nie będziesz tak wredną suką , jakim on jest skurwielem . mimo tego , jak cię opisuje wśród znajomych - to on jest tym dupkiem , który upadł niżej od kogokolwiek . / tymbarkoholiczka
|
|
 |
moje uczucia były niczym rozlane mleko. wpływające między pojedyncze, nierówno ułożone płytki, gdzieś w korytarze fug. pałętały się - zagubione, nieme i niewidome.
|
|
 |
"To ten świat, na niego łatwo zrzucić winę. To ten świat, a nie my, jest skurwysynem. Kocham cię, przecież wiem, pamiętam. Może jednak spędzimy razem święta?" [Sokół]
|
|
 |
nieskoordynowana paskuda permanentnie upada, łamiąc skrzydła. nadzieja jednak wiernie trwa, wierząc, że naprawdę można cofnąć kijem rzekę... / pstrokatawmilosci
|
|
 |
jak znowu pomyślę o związku, zróbcie mi coś. cokolwiek, może boleć. nie pozwólcie, żebym znów oplotła swoją duszą czyjeś serce, a niedługo po tym, kolejny raz wspominając przeszłość, zwyczajnie je pogniotła, zrzuciła w bezdenną przepaść.
|
|
 |
z krótkim "jezu, chodź" wyciągał mnie w środku zimy na dwór, w samym sweterku i skarpetkach. w pośpiechu tłumaczył, że musi mi pokazać coś niebywale ważnego, po czym brał mnie na ręce i zarówno osłaniał, jak i ogrzewał, swoimi ramionami. na zaśnieżonym chodniku, mrużąc oczy przed padającym śniegiem, wyznawał szeptem, jak kocha i komplementował moje udekorowane białym puchem włosy. w końcu, na pytanie o to, co chciał mi właściwie pokazać, uśmiechał się zmieszany i oznajmiał: "no, pada!".
|
|
 |
mając sześć lat pospiesznie, by zdążyć na wieczorynkę, przyklejałam kolejne elementy papieru kolorowego na karton. zaciskając w ręku tubkę z klejem, przez myśl mi nie przeszło, że kilka lat później prócz makulatury, będę sklejać jeden z narządów - serce.
|
|
 |
patrzyłam w ślad za odjeżdżającą śmieciarką z uczuciem, iż właśnie zabrała z mojego kosza wszystko, doszczętnie - dziesiątki puszek po coli, czy kartek z moimi niezdarnymi myślami. pozorne banały, lecz oplecione scenerią chwil, tysiącem myśli, które tłoczyły się chaotycznie po mojej głowie. gdzieś, na którymś z wysypisk, odkładały się moje wspomnienia. gniły, przepadały, zostawały zasypywane przez poodrywane fragmenty dusz innych. tak umarło moje serce - nie znosząc świadomości tego, że sekundy w których biło, z cholernym sensem, bo miało ten raz w życiu dla kogo, odeszły.
|
|
 |
pamiętam o tamtym ręczniku z dalmatyńczykami, choć zniszczył się już kilka lat temu, a od tamtej pory nie miałam go przed oczami. pamiętam o ulubionej miseczce w której zawsze jadłam płatki w dzieciństwie, choć któregoś popołudnia została potłuczona przez mamę i wywieziona tydzień później na wysypisko śmieci. pamiętam o sercu - kiedyś biło i wykazywało oznaki życia. skończyło, bezpruderyjnie pokaleczone przez Niego.
|
|
 |
Myślałam że moim uzależnieniem są Tymbarki , żelki , czekolady z orzechami , wielkie bluzy , najki , wielogodzinne rozmowy przez telefon , zakupy , rap. Ale myliłam się, to On jest moim uzależnieniem, z którego nie mam zamiru zrezygnować./namalowanaksiezniczka
|
|
 |
kierują nami, mając z tego zapewne niezłe widowisko. teraz poruszają jednym ze sznureczków, a moja dłoń przesuwa się do Twojego policzka. następnie Ty, Twoje ręce posunięte ku mnie, by opleść naokoło moją talię. pochylają nasze bezwiedne ciała ku sobie. zetknięcie porcelanowych warg kolorowych marionetek. jakiś love story spektakl.
|
|
 |
tu nie ma się nad czym zastanawiać. kawa jest albo gorzka, albo słodka. książki są krótkie albo długie. jest dzień albo noc. lato albo zima. przyjaciele albo egoistyczne dupy. śnieg albo deszcz. On albo nikt. /happylove
|
|
|
|