 |
Człowiek przerobiony na ideał. Człowiek przemeblowany według estetycznych trendów, wysprzątany z wszystkich błędów, zgrzytów i zadrapań. Perfekcyjny i wyjątkowy, błyszczy się i promienieje. Rozbić tę skorupę! Włamać się pod nią i nie dowierzać! Nie ufać mu i nie dać się nabrać. Niech TEN człowiek nie próbuje być kimś innym niż jest. I niech nie próbuje się mnie pozbyć. Za dużo mnie tam w środku.
|
|
 |
Film o dzikich zwierzętach; okrucieństwo bez wytchnienia pod wszystkimi szerokościami. Nie bez powodu natura, genialna specjalistka od tortur, nasiąknięta samą sobą i swym dziełem, jubiluje ochoczo: w każdej sekundzie wszystko, co żyje, drży i wprawia w drżenie inne istoty. Litość to dziwaczny luksus, który wymyślić mogła jedynie najperfidniejsza i najokrutniejsza z istot - z potrzeby samoukarania się i samoudręki, a więc i tym razem z okrucieństwa.
|
|
 |
Jest takie ciało niebieskie w Układzie Słonecznym, którego mieszkańcy są tak głupi, że przez milion lat nie załapali, iż ich planeta ma drugą półkulę. Przyszło im to do głowy dopiero pięćset lat temu! Zaledwie pięćset lat temu! Niemniej mieszkańcy nazywają siebie Homo Sapiens.
|
|
 |
Bo widzisz, jeśli naprawdę kogoś kochasz, to nie zrezygnujesz z niego nigdy. Rozumiesz mnie? NIGDY. Choćby nie wiem co zrobił, gdzie był i z kim był. Zawsze wracasz, nieważne jakby Cię zranił. Czekasz i zastanawiasz się co teraz robi, gapisz się całymi dniami na telefon, oczekując że zadzwoni. Jeśli kogoś kochasz to o niego walczysz. Bezwarunkowo. O niego, o jego szczęście, o to żeby cieszył się każdym dniem, każdą chwilą. I nie poddajesz się - wiesz, że nie możesz się poddać, bo TA osoba jest wszystkim co masz na tym świecie, co Cię tu trzyma. Jest czymś więcej niż tlen, jest sensem każdego Twojego dnia, każdych Twoich wzlotów i upadków. A gdy upadasz, podnosisz się tylko i wyłącznie dla niej.
|
|
 |
Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje. Jest mi zimno, gorąco, pocą mi się ręce, boli mnie brzuch, mam sucho w ustach, płaczę, śmieję się, jestem zła, jestem smutna, chcę jeść, chcę wymiotować, nie mam ni nic siły albo chcę zdobywać najwyższe szczyty, tęsknię, nienawidzę, mam wyjebane, okropnie się przejmuję, nie mogę się na niczym skoncentrować, cierpię. Dlaczego?
|
|
 |
Jak mogę mówić o pięknie, jak mogłabym snuć rozważania estetyczne, skoro jestem smutna, śmiertelnie smutna... Utraciłam jeszcze jeden składnik egzystencji - piękno. W ten sposób stopniowo utracisz, człowieku, wszystko...
|
|
 |
Podchodzisz, dajmy na to, do człowieka i mówisz: "Jak leci, Joe?". A on ci na to: "Świetnie, świetnie, lepiej być nie może". A ty patrzysz mu w oczy i widzisz przecież, że trudno o gorzej. Jak się tak dobrze przyjrzeć, wszystkim układa się parszywie, wszystkim bez wyjątku. Z czego kurwa mać, wniosek, że człowiekowi nic nie jest w stanie pomóc.
|
|
 |
Twoje wyobrażenie o mnie jest urobione z materiałów zapożyczonych od siebie i od innych. To, co o mnie myślisz, jest zależne od tego, co myślisz o sobie. Może stwarzasz swoją opinię o mnie z materiału, który radbyś wykreślić ze swego wyobrażenia o sobie. Może ona jest też odbiciem tego, co inni ludzie myślą o tobie. Możliwe również, że myślisz o mnie właśnie to samo, co ja o tobie.
|
|
 |
Ci, co utrzymują, że strach przed śmiercią nie ma głębszego uzasadnienia, bo póki ja jestem, śmierć nie istnieje, gdy zaś już nie żyję, JA nie ma - zapominają o tym dziwnym zjawisku, jakim jest stopniowa agonia. Jakiejż pociechy może dostarczyć sztuczne rozdzielenie ja i śmierci człowiekowi, który ma potężne jej odczucie? Jakiż mogą mieć sens subtelności i logiczne argumentacje dla kogoś, kto do głębi jest przeniknięty poczuciem nieodwracalności?
|
|
 |
Łaknę bólu. Wszystkich możliwych cierpień , upokorzeń, krzywd i zła jakie może zaoferować mi ten świat. Pragnę znowu odczuwać jakieś ludzkie bodźce. Potrzebuje ran. Tych na ciele . Skaleczeń , zadrapań , siniaków, złamań, krwiaków i opuchlizny na twarzy. I tych na duszy. Tak, tych na duszy bardziej. To ona zmusza mnie do kolejnych oddechów, odcinania sznura , wypływania na powierzchnię, dzwonienia na pogotowie przed zeskoczeniem ze stołka, jedynie jej aż tak bardzo nie przeszkadza to że nadal funkcjonuję. Ciało miało dość po kilkudziesięciu dawkach , tabletkach i zawałach. Uciekało w śmierć kliniczną , ale zawsze wracało. Nie wiem czy tym razem tak będzie. dlatego , Boże spraw proszę , żebym chociaż umarła trzeźwo.
|
|
 |
Na tych krańcach samotności wreszcie nikt nie mógł spodziewać się pomocy sąsiada i każdy pozostawał sam ze swoją troską. Jeśli któryś spośród nas próbował przypadkiem zwierzyć się lub powiedzieć coś o swoim uczuciu, wszelka odpowiedź, jaką otrzymywał, najczęściej go raniła. Zdawał sobie wówczas sprawę, że jego rozmówca i on nie mówią o tym samym. On wypowiadał się z głębi długich dni rozmyślań i cierpień, i obraz, jaki chciał przekazać, wypalał się wolno w ogniu oczekiwania i namiętności. Drugi zaś wyobrażał sobie konwencjonalne uczucie, tuzinkowe cierpienie, seryjną melancholię. Życzliwa czy wroga, odpowiedź zawsze była niewłaściwa i trzeba było wyrzec się rozmów. Albo też ci, dla których milczenie stało się nie do zniesienia, zgadzali się na język rynku, skoro nie mogli znaleźć prawdziwego języka serca, i oni także mówili w sposób konwencjonalny, językiem zwykłego sprawozdania, dobrych wiadomości, codziennej kroniki.
|
|
 |
-Na początku strasznie boli. Potem, za którymś razem, coraz mniej. Teraz nie boli prawie wcale. Bywa, że muszę zwiększyć dawkę, żeby poczuć to samo uczucie błogości i spokoju. Muszę się ciąć głębiej i mocniej.
-Lubisz patrzeć na krew?
-Tak. Najbardziej lubię tą chwilę, gdy zaczyna płynąć krew. Wtedy czuję niesamowity spokój, brak lęku, taką dziwną błogość. Jestem jak na haju.
-Szukasz informacji na ten temat w internecie?
-W pewnym sensie tak. Ale najczęściej szukałam informacji o tym, jak się pociąć jeszcze skuteczniej. Bo założenie było takie, że chcę się zabić. Przez podcięcie żył. Ale nigdy sie nie odważyłam. ( Cz II )
|
|
|
|