 |
Latałam za tobą półtora roku
a ty jebiesz jakąś dziwke z pod bloku
w tym momencie najgorszego ci życze
obyś skończył jak mochery pod krzyżem
zamknij pysk i juz leiej nic nie mow
nie bedzie dla ciebie litosci skurwielu
zrobiles mi z zycia pieklo kretynie
gdybys wiedzial ile nocy przeplakalam przy winie...
|
|
 |
nic nie irytuje mnie bardziej niż moment, kiedy siedzę na znienawidzonej matmie i nie mogę rozwiązać zadania bo w myślach mam tylko Twoje wczorajsze słowa na pożegnanie. obliczam działanie, a zamiast wyniku zapisuję Twoje imię. przez tak prymitywne zajmowanie moich myśli skazujesz mnie na brak wykształcenia, skarbie.
|
|
 |
Twój zapach jest dla mnie jak narkotyk. zacznę sobie wkrótce dawkować fiolki Twoich perfum. tak w ramach zaspokajania mojego narkotycznego głodu, kiedy nie ma Cię obok
|
|
 |
nie znoszę, kiedy jestem już wedle przekonana, że uda mi się z nim pożegnać raz, a dobrze, a on jakby czytając w moim myślach nachyla się nade mną, mówiąc jak kocha. uwielbia tą delikatną formę sadyzmu. kocha, kiedy przez niego kłócę się sama ze sobą. kiedy mówi mi, że odchodzi, i nie odsunie się nawet na metr, a ja wskakuję na niego oplatając nogami. 'zostań' szepczę, rozchylając usta. chociaż w myślach mam tylko bezwdzięczne 'odejdź'.
|
|
 |
nienawidzę naszych sprzeczek. odnoszę, wtedy wrażenie, że z dłoni wypadło mi coś niesamowicie cennego. mam świadomość, że upadające na podmokłą przez tanie wino podłogę uczucie zostanie zrysowane na stałe, bezpowrotnie. zdruzgotana owym zdarzeniem staram się znikomo zebrać je z podłogi, swoimi drżącymi dłońmi. ocieram je o swoją zwiewną sukienkę z nadzieją, że uda mi się zetrzeć ślad, niewypowiedzianych myśli i błędnie wypowiedzianych słów. ale rysa jest nie do pokonania. starasz się zetrzeć wyrzuty sumienia, cofnąć czas odbijając na nim tylko ślady swoich wybrudzonych od roztartej szminki palców, pogarszając sytuację.
|
|
 |
Życie nam przejdzie gdzieś blisko obok, jeśli zabierzemy w przyszłość wczorajszy dzień ze sobą.
|
|
 |
Weź mnie za rękę i zaprowadź na krawędź, I stój tam ze mną, aż się zmęczę i spadnę. = PEZET :*
|
|
 |
I należysz do mnie, choć to nie kwestia posiadania. = Pezet :*
|
|
 |
Gdy patrze w Twoje oczy, wiem że nie chce już niczego szukać.
|
|
 |
I może dobrze, że los nie postawił na nas.
|
|
 |
Zesłał ją Pan na ziemię, by siała zamęt i zniszczenie!
|
|
 |
mam zimne dłonie, chłodne policzki, i zamarznięte serce.
|
|
|
|