 |
Nie kocha się za coś, tylko mimo wszystko. | Jodi Picoult
|
|
 |
mogłabym tak co wieczór potajemnie wpuszczać go do domu, by nie obudzić rodziców. rozmawiać godzinami szczerze o swoich uczuciach i co jakiś czas wybuchać śmiechem, bo jedno powiedziało coś śmiesznego. mogłabym tak już zawsze przysypiać w jego ramionach i być budzoną czułymi pocałunkami. patrzeć mu w oczy i słuchać jak mówi, że kocha, że dla niego jestem skarbem. mogłabym splatać nasze dłonie i słuchać jak odbicia naszych serc synchronizują się bijąc miarowym rytmem. mogłabym tak zwyczajnie odizolować nas od świata, by nikt już nam nie przeszkadzał, by nikt nie był w stanie nas poróżnić. mogłabym wiele - dla niego.
|
|
 |
Puk, puk. Proszę, wejdź. Położysz się obok? Pod moim kocykiem jest cieplutko. Może napijesz się malinowej herbaty? Łap czekoladę! Moja ulubiona, Milka Oreo. W domu czuję się tak bezpiecznie. Cieszę się, że przyjdziesz. Tak właściwie, już na Ciebie czekam. Jeszcze dwie godzinki, dwie króciutkie godzinki. No, może trzy. I wrócisz. I będziesz. Znowu wtulę się w Ciebie jak mała dziewczynka, a metrykalnie to Ty jesteś młodszy. Może zasnę, zmęczona dzisiejszym dniem, albo wręcz przeciwnie, będę pełna energii. Mimo tego, że widziałam Cię trzy godzinki temu, cholernie tęsknię. Prawie umieram, ale wytrzymam. Muszę, bo tak cholernie Ciebie kocham. Z całej siły. Każdym fragmentem ciała i zakamarkiem duszy. Wracaj Kochany, bo szaleję.
|
|
 |
2. i nawet jeśli byś błagał, prosił o wybaczenie, nie ugnę się, nie ulegnę. za dużo złego wprowadziłeś do mego świata, za dużo krzywd wyrządziłeś.
|
|
 |
1. ile to już trwa, tatusiu? sześć? siedem lat, gdy przestałeś widzieć we mnie córkę i zacząłeś traktować jak szmatę? gdy przestałeś całować na dobranoc i powtarzać jak mocno kochasz? od jak dawna zamiast miłości, karmisz mnie cierpieniem, pokazujesz, że jestem zwyczajnym problemem? nie jestem w stanie nawet zliczyć jak często podnosiłeś na mnie rękę, jak często mówiłeś, że jestem nic nie warta, że mam Ci zejść z oczu. a ja, ja byłam w stanie zrobić dla Ciebie wszystko, widziałam w Tobie wszelkie ideały. no właśnie, czas przeszły, bo teraz jedyne co do Ciebie czuję, to odrażenie, zwykły żal. nie płaczę już, nie obarczam się winą, nie próbuję Cię usprawiedliwiać. zrozumiałam, że to Ty jesteś winny, to Ty masz problem, to na twoich barkach spoczywa ciężar tego, że zniszczyłeś mnie wewnętrznie. nawet nie jesteś świadom jaką krzywdę mi wyrządziłeś, prawda? przez Ciebie do pewnego czasu nie potrafiłam nikomu zaufać, nie potrafiłam pokochać, bo bałam się, że każdy potraktuje mnie jak Ty mamę
|
|
 |
chciałabym, żebyś mnie rozumiał, żebyś zaakceptował charakter, który wiem, jest cholernie trudny. chciałabym, żebyśmy się już nie kłócili, nie o takie błahostki, kochanie. chciałabym, żebyś mi ufał, żebyś widział we mnie nie tylko dziewczynę, ale i przyjaciela. chciałabym, żebyś w końcu dostrzegł, jak kocham Cię całą sobą. chciałabym, żebyś nie izolował mnie od innych, żebyś mnie zamykał w klatce pod kluczem. chciałabym, żebyśmy nauczyli się dochodzić do kompromisów. chciałabym, żebyś idąc do klubu z kumplami, nie zapominał o mnie, nawet jeśli jakaś spróbuje Cię omamić. chciałabym, żebyś nie obrażał się, bo czasami wolę spędzić czas z ekipą. dobrze wiesz, jak ich uwielbiam. chciałabym, żebyś w końcu zaczął ze mną rozmawiać, żebyś mówił otwarcie co Cię boli. może wtedy ominęlibyśmy tyle nieporozumień i sprzeczek? chciałabym, żeby w końcu zaczęło się układać, bo naprawdę, mam już dość przepłakanych nocy i szram na ciele.
|
|
 |
Czasami to wszystko zaczyna przytłaczać. Uciska na serce, płuca, mózg. I wybuchamy. W formie łez lub krzyku. Wyrzucamy te złe emocje, oczyszczamy się z nich. Chcemy zacząć od nowa. Zaczerpnąć powietrza i uwierzyć, że tym razem damy radę. Ale to niemożliwe. Znów przegramy, przygnieceni stertą problemów, których nie potrafimy rozwiązać. Nawet nie zawalczymy, nie staniemy na linii startu, nie weźmiemy udziału w walce o nasze życie, nie wygramy. Jesteśmy zbyt słabi. [ yezoo ]
|
|
 |
zmarznięta stałam przed ośrodkiem biorąc bucha za buchem,a złość biła ode mnie na kilometr.nie mogłam w to uwierzyć,nie mogłam zrozumieć dlaczego się nie udało.głos przyjaciółki sprowadził mnie z powrotem na ziemię-'przyjechali!'-pisnęła uradowana i w jednej chwili cała ich piątka wyszła z auta.po mojej minie łatwo było się zorientować,że nie zdałam,ale oni roześmiani przytulili mnie mocno mówiąc,że to nie koniec świata,że kolejny raz będzie szczęśliwy.choć ich słowa wywołały uśmiech na twarzy to i tak czułam się głupio.przyjechali tutaj dla mnie,bo we mnie wierzyli,a ja najzwyczajniej ich zawiodłam.widzieli,że nadal jestem smutna,że się przejmuję,więc odchodząc od kasy jednego z marketów wręczyli mi malutki kartonik.'dla Ciebie,żebyś się nie poddawała!my w Ciebie wierzymy'-oznajmił jeden i uśmiechnął się szeroko.zdziwiona spojrzałam na zawartość i moim oczom ukazał się malutki,niebieski samochodzik.zaśmiałam się patrząc na ich zadowolone mordki dziękując,że takie skarby są blisko mnie
|
|
 |
prosiłam ze łzami w oczach, by mnie stąd zabrał, by bez pytania o przyczynę zwyczajnie wsadził w samochód i wywiózł gdziekolwiek, byleby jak najdalej od tego domu. zrozumiał bez słów i ścierając pocałunkami krople z moich policzków złapał za rękę, ubrał w kurtkę, szalik i buty. spełnił prośbę najlepiej jak umiał, bo już po kilkunastu minutach byłam tam, gdzie od samego początku chciałam być. byłam między nimi, między ludźmi, których kocham, którzy samą obecnością pozwalają oderwać się od rzeczywistości. dziękuję, wyszeptałam mu wprost do ucha, gdy zajął miejsce obok. tak dobrze mnie znał, tak perfekcyjnie wiedział czego w danej chwili potrzebuję. czy mogłabym wymarzyć sobie lepszego mężczyznę w moim życiu? czy mogłabym zastąpić go kimś innym? tutaj nie ma co gdybać, nie ma co wątpić, bo mimo wszystko, on jest tym właściwym, on jedyny daje mi szczęście, którego od dawna poszukiwałam.
|
|
 |
gorąca herbata rozgrzewa mnie od środka,a ciepły koc grzeje skostniałe stopy.muszę sobie jakoś radzić,jakoś funkcjonować,skoro on znajduje się tak daleko ode mnie,skoro nie ma go teraz obok.niedziela bez niego jest inna,jest bardziej dobijająca,bardziej pusta.przez cały dzień snuję się po domu w dresach i podziurawionym swetrze,z koczkiem na głowie i tęsknotą w sercu.nie mam się dla kogo spieszyć,nie mam nawet motywacji by pościelić łóżko.w końcu i tak nie przyjedzie.zamknięta w swoim pokoju wyglądam za okno i widzę tę ponurą pogodę,krople deszczu spływające po szybie.coś chwyta mnie za serce i nie wiadomo dlaczego,nagle zaczynam płakać.cichutko łkam dając upust emocjom.brak jego osoby jest tak silny,że nie mogę sobie z nim poradzić.chowam głowę w poduszce czując jeszcze zapach jego perfum,który utrzymał się z poprzedniej nocy i słyszę jak telefon wibruje.to sms,od niego.'nie tęsknij, niedługo się zobaczymy'-czytam szybko i uśmiecham się delikatnie myśląc jak bardzo go kocham.
|
|
 |
dlaczego mnie opuściłeś,mój przyjacielu?dlaczego znowu odszedłeś bez pożegnania zostawiając mnie w totalnej rozsypce?przecież prosiłam,błagałam wręcz,że Cię potrzebuję,że Twoja obecność w moim życiu jest niezbędna.widziałeś jak trzęsą mi się ręce,jak serce bije nierówno a usta otwarte wypuszczają kolejne płytkie oddechy.dobrze wiedziałeś,że tylko dzięki Tobie nie jestem martwa od środka.nieczuły na moje łkanie po prostu zniknąłeś,a ja znowu umarłam,znowu moja dusza zaczęła się sypać.pozwoliłeś by Twoi wrogowie,Smutek i Ból ponownie mnie osaczyli,by zajęli Twoje miejsce zabierając tym samym blask z moich oczu. gdzie jesteś? wołam Cię, krzyczę tak głośno, że gardło zaczyna nieznośnie piec, ale nadal Cię nie widzę, nadal czuję pustkę. upadając na kolana bezsilnie, szepczę ostatni raz' Szczęście, gdzie są podziałeś?' a odpowiedź nie nadchodzi. jestem sama, jestem złamana od środka.Smutek postawia mnie do pionu a Ból zadaje bolesny coś w samo serce.poległam,a Ty znowu mi na to pozwoliłeś.
|
|
 |
pamiętasz ten moment, gdy się poznaliśmy? gdy nasze spojrzenia spotkały się po raz pierwszy? gdy podszedłeś do mnie prosząc do tańca, a nieśmiały uśmiech majaczył gdzieś w kącikach Twoich ust? bez wahania podałam Ci rękę i pozwoliłam się prowadzić, kołysząc się w Twoich ramionach, śmiejąc się z kolejnych żartów. nie odstępowałeś mnie na krok. razem wychodziliśmy na fajkę, razem piliśmy kolejną kolejkę, razem staliśmy ze znajomymi, a Ty dyskretnie obejmowałeś moją talię, bo doskonale wiedziałeś, że alkohol w moich żyłach zaczął działać. pozwoliłam Ci odejść, na jeden moment, na sekundę, a gdy wróciłam, Ciebie już nie było. zniknąłeś, a w tym cały mój dobry humor i zapał do zabawy.a potem?widywaliśmy się na szkolnym korytarzu,rzucaliśmy nieśmiałe cześć,umykając jak najszybciej,uciekaliśmy wzrokiem z obawy,że to drugie wyczyta z oczu prawdę.ale znalazłeś mnie znowu,pojawiłeś się w moim życiu,złapałeś moją dłoń ponownie.tylko tym razem było inaczej.tym razem po to by iść razem przez życie.
|
|
|
|