 |
jesteś kimś tam w moim życiu. odszedłeś kiedyś tam. czuję do Ciebie jeszcze coś tam.
|
|
 |
Może , gdy drgnie ta wielka siła , co nie we mnie już lecz ponad waszą niemożliwość - wtedy odejdę na zawsze .
|
|
 |
Świata nie da się zmienić , ale zawsze można zmienić siebie .
|
|
 |
Słyszę, że pytasz się wszystkich wokół gdzie jestem, by mnie znaleźć. Ale stałam się zbyt silna by z powrotem wpaśc w twe ramiona .
|
|
 |
nienawidzę, kiedy mierzysz mnie wzrokiem delikatnie przygryzając wargę. kiedy moje usta krzyczą o dotyk Twoich. a ja mam obowiązek przytrzymywać je zębami bo niestety nie mam w pobliżu sznurówek, a tych od trampek niezwykle mi szkoda.
|
|
 |
Trochę tęsknie za nim. Tylko trochę serce boli, gdy go nie ma. Tylko trochę się boję tej pustki. Najmniejszą odrobiną cierpię i kolejną odrobiną kocham. Ma takie czerwone usta i ciemne czekoladowe oczy. Tylko odrobinę na niego patrzę, ale tylko gdy nie widzi rozkochuje w sobie jego ramiona. Tylko kiedy jest poza zasięgiem wzroku podaje mu moje serce na dłoni. I tylko kolejną odrobiną witam go w mojej wyobraźni każdego pochmurnego, zimnego i skutego lodem serc dnia.
|
|
 |
i modlę się o mały Twój uśmiech o poranku, żeby smakiem magii wybudzał mnie z podświadomości. Tylko o płomień między sercami naszymi i wieczną radość, w Twoje ciepło wtulona, żeby moje imię w Twoich ustach było bezpieczne. Tylko o pierwszą i kolejną wiosnę z Tobą i setną zimę z kakao pod kocem. O złotą jesień z bukietem tęczowych liści dla mnie i o lepsze jutro z twoją dłonią obok.
|
|
 |
cała zakrwawiona, podbiegła do niego. - nie, nie, nie. - zaczęła krzyczeć, szczypiąc się na wszystkie możliwe sposoby. - jesteś i będziesz. tak, tak, tak. - wypowiadała pomiędzy próbami na złapanie oddechu. ręce. pokaleczone od szkła ręce. rozbijanie filiżanek z których wspólnie pijali czekoladę wymieniając się najsłodszymi pocałunkami świata. jego puste, tępe spojrzenie, utwierdzające ją w fakcie, że o dziś musi radzić sobie sama. jak dziecko oddanie do domu dziecka. jak szczeniak, oddany do schroniska. - bądź. nie rób mi tego. - błagała osuwając się z niemocy na nogach. - byłem. przepraszam, że byłem. - wypowiedział, napięcie odwracając się w drugą stronę. wiedząc, że gorszą krzywdę zrobił jej swoją obecnością niż tym, gdyby nigdy się nie pojawił. pozostawiona sama sobie z zakrwawioną koszulka, zaczęła strzepywać opiłki porcelany, które ówcześnie starała się wgniesć w swoją klatkę piersiową z nadzieją, że uda jej się dotrzeć do serca, uciszając jego krzyk. nieskutecznie.
|
|
 |
Marzną moje myśli szronem ozdobione,
marznie moja dusza, marznie moje ciało.
|
|
 |
chcę Cię spotkać utopić się w Tobie / choć przez chwilę choćby w głowie...
|
|
 |
nie ma nic gorszego od zwyklego przyzwyczajenia. od zwykłego wyciągania z szafki dwóch kubków zamiast jednego i wybuchanie płaczem, na samo dno herbaty. nie ma nic bardziej toksycznego niż nadzieja, że coś trwa wiecznie. że uczucia nie przemijają, a ludzie nie odchodzą. widywanie kogoś jedynie po zamknięciu swoich oczu jest najgorszą, najbardziej prymitywną formą cierpienia. zapomnienie zapachu, dreszczy na plecach poprzedzonych dotykiem. z czasem spojrzenia, które kiedyś było wszystkim. a to wszystko odeszło, pozostawiając nas z pustymi rękami i sercem, jak okradziony ze swojego minimalnego dobytku, bezdomny. bez niczego.
|
|
|
|