 |
Będę myślała o Tobie jesiennymi wieczorami, które już niedługo nadejdą. Owinięta kocem, będę wspominać Twoje ramiona, które dawały mi najwięcej ciepła. Każdej nocy przed snem będę przypominać sobie Twoje słowa, skierowanie do mnie. Kiedy patrzyłeś w moje oczy z uśmiechem na ustach i mówiłeś jak bardzo mnie kochasz. 10 października przejdę się na dworzec i będę wspominać nasze pierwsze spotkanie. W sylwestra o 24:00 patrząc w niebo, zażyczę sobie Twojego szczęścia. Może tak jak w poprzednim roku zadzwonisz do mnie i schlany w 3 dupy powiesz, że mnie kochasz. Minęło pół roku. Nie zapomnij o mnie.
|
|
 |
Jeszcze pół roku temu wstawałam z uśmiechem na ustach. Wiedziałam, że warto. Bo przecież za kilka lat mielibyśmy wspólne mieszkanie. Małego Kacperka. Psa i węża, którego byśmy karmili myszkami z lodówki. Mielibyśmy pracę, albo zarabiali na życie, wymyślając nowe pozycje. Kochałam Twoją wyobraźnię. Twoje imię. Twoje oczy, usta, uśmiech, ramiona. Kochałam Ciebie całego. I kocham nadal. Nigdy nie przestanę.
|
|
 |
Które tak cholenie kochałam. I, że już nigdy nie wtulę się w Twoje ramiona, w których byłam taka bezpieczna i szczęśliwa. Nie poczuję smaku Twoich ust. Zapachu Twoich perfum. Chciałabym Ci powiedzieć jak bardzo brakuje mi ciepła Twojego ciała. Nocy spędzonych przy Twoim sercu. Planów i marzeń, które nigdy się nie spełnią. Chciałabym wykrzyczeć Ci w twarz, jak bardzo Cię nienawidzę. Jak bardzo zawiniłeś. Wypomnieć Ci te wszystkie nieprzespane noce. Wylane łzy. Wieczory, którymi czułam się taka bezsilna.
|
|
 |
Piszę do Ciebie list, którego nigdy nie przeczytasz. Mam Ci tak cholernie dużo do powiedzenia. Czas spędzony z Tobą, był najlepszy w całym moim życiu. Chociaż mam dopiero 14 lat. Kochałam Cię nad życie. Ale tego nie doceniałam. Nie wyobrażasz sobie nawet jak bardzo chciałabym wszystko naprawić. Cofnąć czas i pominąć kilka niepotrzebnych słów i zdarzeń. Nie wyobrażasz sobie co czuję, kiedy to piszę. Co czuję każdej nocy. Każdego poranka. Jak czuję się z myślą, że już nigdy nie będzie tak, jak wcześniej. Że już nigdy nie usłyszę od Ciebie 'kocham'. Że już nigdy nie spojrzę w Twoje oczy, które były moim oknem na świat.
|
|
 |
to podroz gdzies w nieznane i wiara w to, ze tym kim chcę byc w zyciu tym zostane, cudowne zycie 1001 niespodzianek
|
|
 |
podaj mi dłon, pokaze ci pejzaze z marzen. podaj mi dłon, niech się okaze, ze niemalze z tych samych wyobrazen mamy plaze i oceany wrazen.
|
|
 |
- Tyle? Już skończyło się to, co miałaś mi dać? Miałaś mi dać nieskończone szczęście. I teraz, to by było na tyle? - burknąłeś, pijąc kilka łyków czerwonego wina prosto z butelki. Obserwowałam Twoje odbicie w szybie okna, która zaparowała już od mojego gorącego oddechu. - Mam iść? - zapytałeś, a ja wciąż milczałam. Kiedy zbierałeś swoje rzeczy, ja zdobyłam się na odwagę. - Z tym szczęściem, o którym tak uwielbiasz mówić, to trochę skomplikowane. Ja chciałam dać Ci je w postaci miłości. Prosty podarunek, lecz tak jak z każdym innym prezentem, mogłeś go nie przyjąć. Nie wiem co się z nami stało. Wiem, że wypruwałam sobie z piersi serce i wyciągałam je do Ciebie na dłoniach. I wiem, że Ty nie wyciągnąłeś po nie swoich. - Przewiercałeś mnie spojrzeniem na wylot. Czy poprosiłam, byś wsypał sól w tą otwartą ranę, pustkę po sercu...? - Przegrałaś tą grę - rzuciłeś, lecz ostatnia sekunda widoku Twoich oczu uświadomiła mi, że Ty również nie wygrałeś.
|
|
 |
To takie prymitywne. Słuchać jak ktoś mówi Ci, że odchodzi i uświadamiać sobie, iż wcale nie zabiera Cię ze sobą, a porzuca tutaj samą; reagować lekkim uśmiechem, pozorującym zrozumienie. Tak, rozumiem, tak, tak, tak, podczas kiedy całe wnętrze krzyczy z pytaniem: dlaczego? Byłam niewystarczająca? Niezbyt dobra? Przekonujesz siebie, że jesteś w stanie skończyć to z klasą, patrząc mu w oczy. Uparcie odsuwasz od siebie świadomość, że wpatrujesz się w jego źrenice bez łez, które szklą Twoje spojrzenie. "Oczywiście. Rozumiem", zapewniasz. Nie przytula Cię na pożegnanie, a kiedy odwraca się, mimowolnie wyciągnięte ręce wędrują w jego stronę, przeszywając chłodne powietrze. Koniec września, liście spadają Ci pod stopy. Pękło Ci serce, to nic.
|
|
 |
A przy Nim to już nie są motylki w brzuchu. To milion trzepoczących skrzydełek w sercu.
|
|
 |
Mija szesnasty rok mojej obecności w tym miejscu, na tym świecie, wśród wszystkich tych ludzi. Krótko. Marny odcinek czasu, niosący świadomość, że większość jeszcze teoretycznie przede mną. Zamykam powieki, uśmiech. Opuszkami palców prawej dłoni przejeżdżam po lewej. Powoli, delikatnie. To nie to samo, ale idea jest bardzo podobna. Przypominam sobie jego palce - idealnie wpasowujące się w moje, chłonące wszystkie fragmenty mojego ciała, wplatające się we włosy, ciepłe... Każdego dnia staję przed masą ludzi, wymieniam spostrzeżenia, przeprowadzam rozmowy. Nowe znajomości i pewność, że nie będzie drugiego takiego kogoś, jak On, serce nie zabije w taki sposób.
|
|
 |
Gorąca kąpiel po której mimowolnie marznę. Naciągam bluzę. Zaciskam szczęki, starając się nie dygotać. Cholera, nie śpię na dworze. Dwadzieścia i kilka stopni, sporo. Mąci mi się w głowie od natłoku myśli. Obrazy, słowa, wydarzenia - wszystko uderza we mnie, mówi do mnie. Dłonie wciskam w kieszenie, biegnąc do łóżka i zagryzam dolną wargę. W porządku. Jest dobrze. Zaraz wszystko wróci do normy. Zimno, wciąż. Mimo ciepłej kołdry, gorącej herbaty, grubej bluzy. Przeszywająca świadomość, że powinno być tu dodatkowe ciepło, opuszki palców powinny płonąć od zetknięcia z jego ciepłym brzuchem, podobnie jak teraz sine z zimna usta - wtedy ogrzewane jego oddechem.
|
|
 |
Podkurczam nogi pod samą szyję, opatulając się kołdrą. Kubek herbaty w dłoniach, parzy je, co wywołuje uśmiech bo choć przez chwilę jest mi niedobrze w drugą stronę, nie za zimno. Kiedy ustają dreszcze, spowodowane ówczesnym zmarznięciem, wyciągam dłoń po książkę, kartkuję strony, czytam je, czasem fragmenty, raz początek, raz koniec, analizując w jednej chwili, w drugiej nie odbierając słów, którymi zadrukowane są strony. Mam koło siebie drugą poduszkę i patrzę na nią jak na uosobienie pustki, która mnie okala. Z lekkim przerażeniem, uświadamiam sobie, że chciałbym nawet, by marudził o włączonym świetle, wkurzał się, że zamiast spać czytam - cokolwiek. Zaciskałby dłoń na moją udzie z wymownym spojrzeniem. Ustąpiłabym mu. Tak, miałabym komu ustąpić.
|
|
|
|