Wracam do mieszkania, łzy cisną się do oczu. Znów sprowokował kłótnię na klatce. Ostatnim zdaniem, które wręcz wysyczał do mnie "a żebyś zdechła" sprawiło, że opuściłam wszystkie mury i blokady by mógł zobaczyć jak zabolało. "Wiesz może Twoje ciche marzenie za niedługo się spełni.." Chciał mnie zatrzymać, tak jak milion razy wcześniej. I tak samo przytulić, pocieszyć i przeprosić za złe słowa. Dobrze wiedział, że nie można mnie denerwować ze względu na moje serce. Wyminęłam go tylko powtarzając "może już niedługo"
|