W ciągu dnia prawie w ogóle o Nim nie myślę. Żyję swoim życiem, uśmiecham się, wygłupiam ze znajomymi i wyglądam na szczęśliwą. Uśmiech znika gdy nadchodzi noc. Wtedy wszystko wraca. Zaczynam wspominać a gdy zamykam oczy widzę Jego twarz, czuję jakby wciąż tu był, ogarnia mnie fala ciepła, później otwieram oczy i zdaję sobie sprawę, że Go nie ma. Ciężko jest zasnąć bez Jego 'dobranoc', ciężko jest się obudzić bez Jego 'dzień dobry'. Chciałabym przespać tysiąc lat, ale to też jest ciężkie, bo zawsze widzę Go w snach. Czy tak już zawsze będzie? Czy kiedyś znów zobaczę Jego uśmiech zaraz po przebudzeniu? Czy będę mogła mu powiedzieć w oczy, że Go kocham? Chciałabym mieć jakąś nadzieję, przestać w końcu czekać na Niego, ale i to jest trudne, bo za bardzo Go kocham, bo bez tego czekania życie całkowicie straciłoby sens.
|